Karłowaty król, czyli co zrobić z Plutonem

To, że po zdetronizowaniu Plutona trzeba będzie wprowadzić korekty do podręczników szkolnych, jest sprawą oczywistą. Ale czy również trzeba od nowa pisać podręczniki do astrologii?

Astrologowie przez lata zdążyli się przyzwyczaić, że do tradycyjnego systemu siedmiu planet (Słońce, Księżyc, Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i Saturn) doszły w ostatnich wiekach trzy kolejne planety (Uran, Neptun, Pluton), które skojarzono ze zbiorową psyche, nazywając je po prostu planetami transpersonalnymi lub pokoleniowymi. Czy wykluczenie Plutona z grona planet zburzy ten porządek? Patrząc na problem racjonalnie, wydaje się, że tak właśnie powinno się stać, ale dzieje astrologii wskazują, że sprawa może przybrać zupełnie inny obrót i na ostateczne oswojenie się z tą nową sytuacją przyjdzie nam poczekać ładnych kilka lub kilkanaście lat.

Astronomowie skreślając Plutona z listy planet, stworzyli jednocześnie odrębną klasę obiektów, którą tymczasowo określa się mianem „planet karłowatych”. Do ich grona zalicza się Ceres (do niedawna królowa planetoid krążących w głównym pasie między orbitami Marsa i Jowisza), Plutona oraz większy od niego obiekt ‘2003 UB313’ (nieoficjalnie nazywany Lilah, Xena, Prozerpina lub po prostu największa planeta karłowata). Decyzja o takim podziale zapadła podczas Generalnego Zgromadzenia IAU, 24 sierpnia 2006 roku, o godz. 16:05 (=14:06 GMT) w Pradze.

Jak się okazuje, horoskop tego wydarzenia jest na wskroś „plutonowy”. Pluton przebywa blisko ascendentu w pierwszym domu, tymczasem Jowisz – władca Plutona i ascendentu – jest w Skorpionie, a w ósmym domu (kojarzonym ze Skorpionem i Plutonem) znajduje aż pięć planet (Wenus, Saturn, Merkury, Słońce i Księżyc). Warto dodać, że decyzja IAU zapadła tuż po nowiu Księżyca, który miał miejsce w zorientowanym na uszczegółowienie znaku Panny.
Czyżby to był łabędzi śpiew Plutona? Nie. To astrologiczny argument za tym, że Pluton nadal jest ważnym wskaźnikiem horoskopowym.

 

Trzy rozwiązania
W związku z ograniczeniem liczby planet do ośmiu, wśród astrologów mogą się moim zdaniem wyodrębnić trzy stanowiska.

  1. Stanowisko radykalne: Ponieważ Pluton nie jest planetą, toteż w horoskopie jest czynnikiem dodatkowym, pomocniczym i nie zawsze trzeba go brać pod uwagę, albo przynajmniej zachować dystans, podejrzliwie patrząc na niego i na to, co dotychczas o nim napisano.
  2. Stanowisko tradycyjne: Mimo że z definicji Pluton nie jest planetą, to jednak w astrologii nadal będzie uważany za planetą, analogicznie jak za planety uważa się Słońce i Księżyc, chociaż w XVI wieku Mikołaj Kopernik udowodnił, że jest inaczej.
  3. Stanowisko nowoczesne: Ponieważ z astronomicznego punktu widzenia Pluton zrównał swój status z Ceres i 2003 UB313, toteż powinno to znaleźć swoje odzwierciedlenie w interpretacjach astrologicznych.

Osobiście optuję za rozwiązaniem trzecim. Przemawia za tym wiele argumentów. Wystarczy choćby sięgnąć do mitologii greckiej, by się przekonać, jak wiele wspólnego ma ze sobą Demeter (Ceres), Hades (Pluton) i Kora (Persefona/Prozerpina). Poza tym, kiedy w 1992 roku odkryto pierwszy obiekt z pasa Kuipera (1992 QB1), to znaleziono go na początku zodiaku – 0°15’ Barana. Był to więc dla astrologów sygnał, że otwiera się przed nami jakiś zupełnie nowy świat, który może zburzyć tradycyjną symbolikę. Dziś znamy ponad 1000 obiektów w pasie Kuipera, a Pluton okazał się po prostu jednym z nich.

 

Wielkość to nie wszystko
Astrologowie już dawno zauważyli, że rozmiar planety bądź planetoidy nie idzie w parze z siłą horoskopowego oddziaływania, co zresztą znajduje potwierdzenie w najnowszych rozstrzygnięciach astronomicznych. Gdyby bowiem w pasie Kuipera odkryto teraz obiekt większy od Merkurego (najmniejszej planety), to i tak zgodnie z nową definicją terminu „planeta” nie byłby on włączony w poczet planet, lecz trafiłby na listę planet karłowatych, ponieważ krążyłby w bliskim sąsiedztwie innych tego typu obiektów. Chodzi bowiem o to, że to nie wielkość obiektu jest czynnikiem rozstrzygającym, ale jego położenie, a właściwie sąsiedztwo. To tak samo jak w astrologii.

Dla każdego astrologa jest rzeczą oczywistą, że Jowisz, będący największą planetą, nie jest w horoskopie ważniejszy od Merkurego, bo o silne planet decydują inne czynniki, jak na przykład wzajemne konfiguracje, położenie w znakach, domach itp. Dlatego niektórzy astrologowie już dawno postanowili włączyć do interpretacji również mniejsze ciała niebieskie. Obok planet uwzględnia się również planetoidy (Ceres, Pallas, Juno, Westa i inne), centaury (Chiron, Pholus, Nessus), kuiperoidy (Varuna, Sedna i inne), a także Lilith, która nie jest obiektem fizycznym, lecz czysto geometrycznym (apogeum orbity Księżyca).

Takich punktów astrologowie znają zresztą więcej. Są nimi na przykład węzły księżycowe (w astrologii hinduskiej uważane za planety), punkty arabskie, midpunkty oraz choćby ascendent, który wyznacza początek horoskopu, będąc tym samym jednym z ważniejszych sygnifikatorów astrologicznych, a przecież nie jest on planetą. W astrologii uwzględnia się więc nie tylko planety, lecz także Słońce i Księżyc (dla uproszczenia również nazywane planetami) oraz dziesiątki innych punktów i asteroid, które niekiedy bywają równie ważne, jeśli nie ważniejsze od klasycznych planet. Trzeba jeszcze wspomnieć o hipotetycznych planetach niemieckiej Hamburger Schule, czy o planetach astralnych lansowanych ostatnio przez rosyjską Avestan School, która zresztą wystawia astrologię na pośmiewisko.

 

Między tradycją a nauką
W astrologii decydującą rolę odgrywa tradycja, a nie naukowe rozstrzygnięcia. Społeczność astrologów zresztą bardzo opornie, a wręcz z wielką niechęcią reaguje na niemal wszystkie astronomiczne nowinki. Tak było zawsze. Kiedy w 1781 roku odkryto Urana, pierwszą planetę za Saturnem, która nie jest widoczna gołym okiem, to trzeba było czekać aż 33 lata na ukazanie się pierwszego artykułu astrologicznego poświęconego nowej planecie. Jeszcze dłużej trwało „oswajanie” Neptuna. Pierwsza astrologiczna wzmianka na jego temat pojawiła się dopiero w 1890 roku, a więc 44 lata po odkryciu. Nieco krócej trwało to w przypadku Plutona, bo pierwsza książka na temat jego oddziaływania w horoskopie pojawiła się już w 1935 roku.

Gorszy los spotkał asteroidy, które doczekały się pierwszej astrologicznej publikacji dopiero w 1973 roku, a więc ponad 170 lat po ich odkryciu. Widać więc, że astrologowie prędzej czy później przyjmują w końcu astronomiczne odkrycia i teorie. Tak samo będzie i w tym przypadku. Pluton na pewno nie przestaje oddziaływać i nie znika z horoskopów. Tym, co jest teraz najtrudniejsze dla niektórych astrologów, to zaakceptowanie faktu, że skoro Pluton „działa”, to analogicznie inne karłowate planety również muszą „działać”. Na szczęście ja już się o tym dawno przekonałem, więc decyzja Międzynarodowej Unii Astronomicznej nie wprowadza mnie w konsternację.