Poniżej przedstawiam luźne uwagi na temat związków łączących astrologię z nauką i vice versa. Myśli te prezentowałem na grupie dyskusyjnej Anahelli, a ponieważ pisałem o tym w różnych postach i w różnym czasie, toteż postanowiłem zebrać je w jednym miejscu, nie dokonując żadnych zasadniczych zmian redakcyjnych. To, o czym piszę poniżej, to tylko luźne uwagi i w żaden sposób nie wyczerpuje to tematu, tym niemniej dość wyraźnie obrazuje to mój pogląd w tej sprawie.
———————–
Astrologia nie jest ani nauką, ani pseudonauką, ani paranauką, ani również sztuką (w rozumieniu działalności artystycznej), chociaż czasami mówi się o astrologii jako o „sztuce wróżenia z gwiazd”, ale słowa „sztuka” używa się tu w znaczeniu greckiego techne, a więc chodziłoby tu o pewną umiejętność, której można się nauczyć (rzemiosło).
Astrologia to nie tylko praktyka, to również teoria, która oprócz tego, że wspiera się na niej „sztuka interpretacji” (reguły, metody itp.), to równocześnie w teorii tej zawarty jest pewien specyficzny światopogląd filozoficzny (albo quasi-filozoficzny) odnoszący się do struktury świata, wizji człowieka, czasu, przestrzeni itd. A to już nie jest sztuką (praktyka), tylko właśnie teoria będącą tworem kulturowym.
Z punktu widzenia historii nauki i historii idei astrologia jest tzw. „tradycyjną nauką”, to znaczy nauką sprzed rewolucji naukowej. Dlatego dziś najrozsądniej określać ją mianem wiedzy gromadzonej od starożytności (por. alchemia).
Pytając o to, czy ta wiedza ma wartość naukową, to z punktu widzenia współczesnych standardów naukowości należy powiedzieć, że astrologia nie ma takiej wartości. W tym sensie i z tego punktu widzenia można ją określić mianem pseudonauki, a więc czegoś, co jedynie udaje naukę. Można ją też nazwać paranauką, czyli czymś, co mogłoby być nauką, ale z wielu względów nią nie jest. Ale z punktu widzenia filozofii astrologia stanowi część dziedzictwa kulturowego i w dalszym ciągu należy do kultury rozumianej jako duchowy dorobek ludzkości. [Por. mój post z 14 czerwca 2006.]
Osobiście nie podoba mi się określenie „paranauka” (a już tym bardziej „pseudonauka”), bo to sugeruje, że astrologia chcąc pretendować do miana nauki miałaby się zajmować jakimiś spornymi kwestiami albo zjawiskami, z którymi nauka uniwersytecka sobie nie radzi. A tu chyba nie o to chodzi. Astrologia narodziła się wraz z naukowo-intelektualną działalnością człowieka, ale obecnie odnosi się do innego paradygmatu, niż ten, który przyjmuje się za obowiązujący we współczesnej nauce. A to znaczy, że astrologia „działa” w innej wizji świata, niż „działa” nauka. To są dwie nieprzystawalne do siebie rzeczywistości. Nie można ich porównać, chociaż można bronić tezy, że rzeczywistości, w której „pracuje” astrologia i „pracuje” (w sensie: sprawdza się) nauka są wprawdzie nieprzystawalne, ale mogą być kompatybilne, tzn. uzupełniające się. (Por. np. „paradygmat wyobraźni” u J. Prokopiuka.)
G. F. Barbieri (Guercino), Personifikacja astrologii, 1650-55.
Z naukowego punktu widzenia nie można więc wyjaśnić żadnego mechanizmu astrologicznego, bo astrologia nie jest oparta na żadnym prawie ani zasadzie naukowej. Oczywiście, można sięgać po hipotezę synchroniczności Junga, ale z punktu widzenia nauki to jest tylko hipoteza, której w sposób empiryczny nie da się zweryfikować, chociaż – jak wiadomo – Jung czynił takie starania i usiłował poddać synchroniczność badaniom statystycznym, ale nie spotkało się to z aplauzem środowisk naukowych. [Por. mój artykuł Jung, synchroniczność i astrologia, który w kwietniu 2006 roku opublikowałem w „Tarace” Wojtka Jóźwiaka.]
Tym niemniej, teoria synchroniczności Junga, która w pewnym sensie jest pogłębioną wersją zasady Hermesa Trismegistosa („Jak na górze, tak na dole”), może tu wiele wyjaśniać, a przynajmniej wskazać na ukryte związki, jakie zachodzą między psyche a materią. Ale naukowo tego nie da się udowodnić.
Astrologia posługuje się podobnym myśleniem „magicznym” o świecie jak czyni to religia. Chodzi tu o to, że świat przemawia do nas poprzez symbole, a konfiguracje planet są znakami wskazującymi na coś, a nie przyczynami, które coś powodują. Podobną wizję świata ma religia.
Kiedy astrolog sporządza horoskop, uznaje, że rozmieszczone w nim planety nie są przypadkowe, ale coś mówią. Innymi słowy, świat przemawia do nas przez symbole. A tego nie da się udowodnić empirycznie, bo to jest teza metafizyczna (pochodząca z metafizyki przedracjonalnej).
Czy nauka powinna wyjaśniać zasady działania astrologii? Czy naukowo udowodniona astrologia będzie przez to bardziej wiarygodna? Przecież astrologia odsłania przed nami to, co nauka zagubiła. Astrologia może stanowić uzupełnienie naukowego oglądu świata, bo nauka ze swoim paradygmatem rozumu zapomniała, że rozum (= świadomość) jest zależny od tego, co irracjonalne (= nieświadomość – w sensie Jungowskim). A astrologia – moim zdaniem – wyśmienicie tę lukę wypełnia.
Astrologia zawsze dryfowała na styku tego, co naukowe, symboliczne i mityczne. Pod tym względem do dziś nic się nie zmieniło. Zmienił się natomiast sposób interpretacji, a więc sposób rozumienia wszystkich tych „znaków-symboli”.
Ale mimo to astrologia w dalszym ciągu podejmuje próbę całościowego opisu świata, wskazując jednocześnie na to, że świat nie jest chaotyczny i przypadkowy, lecz sensownie (w oparciu o pewną logikę symbolu) uporządkowany.