Tetrabiblos po polsku

W lipcu 2012 roku w serii „Biblioteka Antyczna” nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego ukazał się polski przekład Tetrabiblos (Czworoksiąg) Ptolemeusza (ok. 100-168). Jest to jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych tekstów astrologicznych antyku, który zyskał sobie miano kanonicznego, szeroko cytowanego, komentowanego, jak również krytykowanego przez następców. Cieszy mnie ogromne fakt rodzimej edycji, ponieważ od lat czytam jedynie mniej lub bardziej udane przekłady angielskie i niemieckie (Ashmand, Robbins, Schmidt, Melanchton).

 

 

 

Podstawą polskiego przekładu jest tekst oryginalny (grecki) w najnowszej dostępnej edycji opracowanej przez historyka astrologii, prof. Wolfganga Hübnera. Jest to o tyle istotne, że dotychczasowe, angielskie wydanie akademickie Tetrabiblos bazowało na tekście greckim w edycji F. Bolla jego uczennicy A. Boer, co było podstawą dla tłumaczenia Franka Eglestona Robbinsa z 1940 roku. Robbins jednak nie jest doskonały, czasami nawet niedbały, dlatego w latach 90-tych XX wieku w miarę dokładny przekład z tego samego oryginału przygotował Robert Schmidt w ramach Project Hindsight.

Tymczasem tłumaczenie J. M. Ashmanda z 1822 roku bazowało nie na tekście oryginalnym Ptolemeusza, lecz na parafrazach Proklosa i przypuszczalnie na łacińskich przekładach dzieła dostępnych wówczas autorowi. Chociaż tekst Ashmanda jest dla astrologów dużo łatwiejszy w odbiorze, to jednak od oryginału Czworoksiągu odbiega znacząco.

Takich aranżacji tekstu Ptolemeusza było dawniej więcej. Już Porfiriusz zwrócił uwagę, że Tetrabiblos jest trudnym dziełem i należy opatrzyć go stosownym wprowadzeniem. Astrologowie arabscy bazowali na mniej lub bardziej spójnych parafrazach Tetrabiblos, niejednokrotnie opatrzonych komentarzami kopistów i tłumaczy, co czyniło tekst jeszcze mniej ptolemejskim. Przekłady łacińskie Czworoksiągu pojawiły się w Europie dopiero w renesansie. Tak więc przez setki lat astrologowie czytali zniekształconego Ptolemeusza!

Jeśli więc chce się wiedzieć, co dokładnie napisał wielki uczony grecki, należy sięgnąć po oryginał, co też właśnie uczynił polski tłumacz, Grzegorz Muszyński. I tu niestety, napotykamy szereg trudności terminologicznych. Autor przekładu chce być jak najwierniejszy oryginałowi, dlatego z jednej strony ucieka przed znanymi formami zlatynizowanymi, z drugiej zaś chce uniknąć kalek z języka greckiego i tworzy polskie odpowiedniki fachowych terminów, które astrologowie znają pod zupełnie innymi nazwami. Na przykład zamiast granice (termy), Muszyński pisze „rewiry”. Z kolei pod terminem „stronnictwo” (gr. hairesis) kryje się sekta planetarna (o doktrynie hairesis pisałem szczegółowo w monografii Dyrekcje przez troistości). Zamiast upadek/wygnanie (detryment), mamy „schyłki”. Zamiast pełnia i nów Księżyca, czyli syzygia, czytamy „sprzęgnięcie”, co jest o tyle niezrozumiałym wyborem, że przecież termin syzygia używa sam Ptolemeusz, a i w piśmiennictwie polski jest on dość dobrze zadomowiony. Następnie, mamy „planetę nadającą pęd życiowy”, czyli afesis, zwaną również aphetą, a później hylegiem. No i jest jeszcze nie wiedzieć czemu „punkt losu”, zamiast „Punkt Szczęścia”.

Takiego przeorganizowania terminologicznego jest niestety dużo więcej, dlatego żeby zrozumieć poszczególne fragmenty, nie powinno czytać się Tetrabiblos na wyrywki, ale spokojnie studiować od pierwszych stronic do ostatnich. Tym niemniej, dla astrologów mających niewielkie rozeznanie w astrologii antycznej lektura Czworoksiągu może być miejscami katorgą.

Mam jeszcze parę uwag odnośnie podejścia tłumacza do zagadnień astrologicznych. Podziwiam i doceniam przeogromny trud translatorski Grzegorza Muszyńskiego, zwłaszcza że nad przekładem pracował 9 lat, jednak jego stosunek do przedmiotu, jak i do samej astrologii antycznej jest dla mnie zastanawiający. Chociaż polski tekst Ptolemeusza opatrzony jest licznymi przypisami i wyjaśnieniami, a także odwołaniami do dzieł literackich i filozoficznych antyku, to jednak brakuje odwołań do traktatów astrologicznych tamtego okresu, co uczyniłoby lekturę Tetrabiblos łatwiejszą, a przede wszystkim podkreśliłoby różnicę i swoistą wyjątkowość tekstu Ptolemeusza, a także jego zasadniczą odmienność. Bo trzeba podkreślić, że Czworoksiąg jest dosyć specyficzną wersją astrologii antycznej, a sam uczony proponuje rozwiązania, których nie znajdziemy w żadnym innym tekście.

Skąpa wydaje się również bibliografia krytyczna, razi też dość mechanicznie cytowany Bouché-Leclercq (zwłaszcza w pierwszej księdze) i bezkrytycznie przywoływany jego osobisty pogląd na astrologię grecką (że to zabobon). Nie przeczę, że autor L’astrologie grecque z 1899 roku jest ważnym punktem odniesienia, ale w XX wieku również powstało sporo ważnych prac naukowych poświęconych historii astrologii antycznej – niestety, nie ma ich w Bibliografii.

No i Lynn Thorndike przemianowany na „autorkę” nasuwa przypuszczania, że znajomość historii astrologii nie jest mocną stroną tłumacza.

A szkoda, bo mielibyśmy pełniejszy obraz Tetrabiblos. Podam parę przykładów z Księgi Pierwszej. W szóstym podrozdziale, kiedy mowa jest o płci ćwiartek horoskopu i gdy Ptolemeusz pisze o „środku nieba”, tłumacz opatruje to przypisem, w którym wyjaśnia, że jest to odpowiednik Medium Coeli (s. 75). Otóż nie jest to prawdą. Medium Coeli w antycznej astrologii nie było traktowane jako wierzchołek dziesiątego domu. Zresztą o kwestii domów u Ptolemeusza warto byłoby coś więcej napisać, zwłaszcza, że wielki uczony grecki nie raczył zrobić na ten temat systematycznego wykładu. Tym niemniej wiele wskazuje za tym, że Ptolemeusz odwołuje się do systemu domów-znaków, chociaż w III księdze mamy do czynienia z domami równymi. W istocie domy ptolemejskie to rodzaj hybrydy, jakkolwiek w żaden sposób MC nie uczestniczyło w podziale horoskopu na ćwiartki.

Natomiast powoływanie się na opinię Bouché-Leclercqa, jakoby niechęć astrologów do zaakceptowania term ptolemejskich wynikała z przywiązania do zabobonu, czyli term egipskich, a Ptolemeusz stoczył nierówną walką z tym przesądem, jest dość dziwaczny. Ostatecznie termy ptolemejskie wygrały, ale dopiero w XVII wieku, chociaż też nie na długo.

Treść 23. podrozdziału jest skomentowana przez tłumacza w sposób dla mnie niedopuszczalny. Nie jest bowiem tak, że gdy planeta znajdzie się na swych wozach lub na tronach „i tak dalej”, to owo „i tak dalej” oznacza, że Ptolemeusz nie zgadza się z tą doktryną. Jak czytamy u Antochia z Aten (ok. 200 r. n.e.), planeta jest na swoim tronie, kiedy znajduje się w znaku swojego władztwa, wywyższenia lub w swoich termach, nawet gdy jest w pobliżu Słońca. Kilka paragrafów wcześniej Ptolemeusz opisywał zarówno domicyle, wywyższenia oraz termy (rewiry). Ptolemeusz zresztą wiele rzeczy pomija i czyni to nie dlatego, że się z nimi nie zgadza, lecz po prostu uznaje je za oczywiste, co jest zresztą charakterystyczne niemal dla wszystkich autorów nie tylko antyku. Widać to choćby na przykładzie lakonicznego referowania przez Ptolemeusza rodzajów znaków zwierzęcych, płodnych, ludzkich itd.

Również komentarz do radości planet jest co najmniej dziwny i nieadekwatny do treści traktatu. Tłumacz przywołuje w przypisie opinię Plotyna (204-269), jakoby planety nie mogą się radować, będąc w określonych miejscach horoskopu, ponieważ przysługuje im „wiekuista pogoda”. Uwaga Plotyna ma sens w odniesieniu do Wettiusza Walensa (II w.), który pisał np., że zarówno benefiki, jak i malefiki radują się w X domu, o ile są one powiązane z Punktem Szczęścia, Punktem Ducha lub ascendentem, zaś Księżyc wydaje się radować w VIII domu, o ile jest rosnący, itd. Pasujący do krytyki Plotyna jest także fragment z Antiocha, który stwierdza, że Saturn, Jowisz i Mars radują się, gdy są na wschodzie, podczas gdy Księżyc i Wenus, kiedy są na zachodzie itd. Z kolei Hefajstion z Teb (IV w.) mówi o radościach planet w kontekście domicylów: Saturn raduje się w Wodniku, Jowisz w Strzelcu, Mars w Skorpionie, Wenus w Byku, a Księżyc w Pannie. Tymczasem Ptolemeusz pisze o radościach w zupełnie innym kontekście, mając na myśli aspekt w powiązaniu z hairesis. To swoiste novum, bo żaden autor nie wspomina o tego typu radości. Tłumacz jednak nie jest w tym względzie zbytnio zorientowany.

Fragmentów z takimi nieadekwatnymi objaśnieniami jest w polskim tłumaczeniu Tetrabiblos dużo więcej. Jakkolwiek, przekład jest, jaki jest. Warto go czytać, studiować, analizować i cieszyć, że oto biblia zachodniej astrologii jest w pełni dostępna polskiemu czytelnikowi.

Trzeba jeszcze dodać, że przekład ten nie ukazałby się, gdyby nie środki wysupłane przez ministra Bogdana Zdrojewskiego.

 

8 thoughts on “Tetrabiblos po polsku

  1. Cieszę się, że ukazało się polskie tłumaczenie Czworoksiągu. Mieliśmy w planach – jako Polskie Towarzystwo Astrologiczne (http://astrolog.org.pl) – zgromadzenie środków na polską edycję tego dzieła. Teraz więc może warto byłoby pomyśleć o innym cennym dziele. Jakieś sugestie ma Pan już może Panie Piotrze?

    • Lista nazwisk mistrzów klasycznych jest długa na kilometr. Ale warto byłoby uwiecznić po polsku choćby kilka: Doroteusz z Sydonu, Masha’allah, Abraham ibn Ezra, Guido Bonatti czy choćby (już z bliższych nam czasów) William Lilly, nie mówiąc już o napisanym po łacinie 26-cegłowym opus magnum Jeana-Baptiste’a Morina (Morinusa) „Astrologia Gallica” http://www.svkol.cz/~petros/astrol/morin/uvod/page_01.htm [ale skoro polski Ptolemeusz w pocie czoła powstawał 9 lat, to na Morinusa pewnie i wieku by zabrakło].

    • W teksty greckie, łacińskie, ani hebrajskie bym się nie pakował, bo jeżeli przekład ma być porządny, wymaga to szerokich kompetencji filologicznych. Na początek proponuję jakiś zwięzły tekst któregoś z klasyków angielskich. Jest sporo wartościowych dzieł, jak chociażby „Opus Astrologicum” Culpepera.

  2. Moim zdaniem dobrze, że dzieło zostało przetłumaczone na język polski i nie ma sensu krytykować jakości. Do tej pory żaden z naszych wielkich Astrologów nie pokusił sie o tłumaczenie jakiegokolwiek dzieła na język polski. Łatwo jest krytykować i oceniać tłumaczy, wytykać błędy i niejasności. Filolog nie koniecznie musi być profesjonalnym astrologiem. Zawsze można do dzieła przygotować erratę lub dodatkowy opis, który będzie stanowił doskonałe uzupełnienie. Z resztą zauważyłem tendencję, że bez względu na to jaka by się książka z zakresu astrologii ukazała to zawsze wszyscy potrafią jej łatkę przypiąć. Pozdrawiam serdecznie.

    • Nie chodzi mi o krytykę tłumaczenia, tylko, aby jakiś astrolog co zna (z pewnością) reguły astrologiczne z Tetrabiblos (z tłumaczeń angielskiego niemieckiego lub innych) przeanalizował tę książkę i wydał sprostowanie jakieś do reguł, aby książka była bardziej jasna dla zwykłego człowieka, który interesuje się astrologią. Podejrzewam, że pan Piotr byłby zdolny coś takiego zrobić. Co pan o tym sądzi panie Piotrze?

  3. Ręce mi opadły jak doszłam do przypisu nr 55 (na str. 81) w którym autor wspomina o precesji … o tym jak „punkt równonocy wiosennej przesuwa się po ekliptyce” … eh

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *