Przełom połowy życia i symbolizm astrologiczny

Nawet jeśli momenty wyznaczane przez cykle Saturna nazywamy przełomami, to w istocie są to raczej kryzysy niż przełomy. Mówiąc o przełomie życia, chodzi bowiem o jeden, niepowtarzalny moment, który przypada mniej więcej na połowę życia. W dawnych czasach różnie określano połowę życia, zwłaszcza gdy czterdziestokilkuletni człowiek znajdował się już właściwie w wieku podeszłym. Tak czy owak, bez względu na długość, życie ludzkie zawsze przyporządkowano do dziennej wędrówki Słońca, od wschodu, gdy się ono rozpoczyna, przez południe, gdy kulminuje, aż do zachodu, kiedy się kończy.

Solarna wędrówka bohatera
Przekładając tę metaforę na grunt astrologiczny, już greccy mistrzowie usiłowali dostrzec w dziennych domach horoskopu zapis poszczególnych etapów życia, od dzieciństwa, poprzez młodość, wiek kulminacyjny, dojrzały, starszy oraz starość i śmierć. Chodzi o domy górnej połowy horoskopu, czyli ascendent i to, co ponad nim, a więc dwunasty, jedenasty, dziesiąty i medium coeli oraz dziewiąty, ósmy i siódmy wraz z descendentem, gdzie medium coeli wyznacza połowę życia, co odzwierciedla metaforę solarnej wędrówki bohatera.

Kwestię tę dobitnie tłumaczy Carl Gustaw Jung (1875-1961), szwajcarski psychiatra i psycholog, który w swoim eseju „Przełom życia” pisze następująco:

„Wyobraźmy sobie słońce ożywione uczuciem i aktualną świadomością człowieka. Rano słońce powstaje z nocnego morza nieświadomości i spogląda na szeroki, barwny świat – coraz bardziej rozległy, im wyżej się wspina. Poszerzając w ten sposób krąg swego oddziaływania, słońce rozpoznaje własne znaczenie, doszukując się swego celu we wspinaniu się coraz wyżej, a tym samym na coraz większym zakresie swego promieniowania. Trwając w tym przekonaniu, słońce wspina się całkiem nieoczekiwanie do punktu kulminacyjnego, do zenitu południa – nieoczekiwanie, ponieważ w swym jednorazowym istnieniu nie może już z góry wiedzieć o swym punkcie kulminacyjnym. Ale o dwunastej w południe zaczyna się jego zmierzch. Ten zmierzch to odwrócenie wszelkich wartości i ideałów poranka. Słońce staje się niekonsekwentne, jak gdyby wycofuje swe promienie. Światło i ciepło zaczynają maleć, aż w końcu całkiem znikną” [przeł. R. Reszke].

 

Uran i przemiana duszy
Jung nazywa ten punkt przesilenia przemianą duszy i stwierdza, że jest to moment, w którym człowiek uświadamia sobie, że posiada rozległe życie psychiczne, wewnętrzne, któremu powinien poświęcić drugą połowę życia. Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia ze zwrotem, nagłym przeorientowaniem się. Astrologicznie zbiega się to z połową cyklu Urana, który około 42. roku życia tworzy opozycję do położenia zajmowanego w horoskopie urodzeniowym.

Uran sam w sobie jest patronem nagłych zmian, rewolucji i przewartościowań. Symbolizuje to, co w nas indywidualne, niepowtarzalne i oryginalne. Dlatego jego cykle zawsze wiążą się z większą świadomością siebie, swoich potencjałów, i tego, co stanowi istotę naszej jednostkowości. Uran przeorientowuje nas w połowie życia na zupełnie inny system wartości. Z jednej strony tęsknimy za nieubłaganie upływającą młodością, której nie da się już odtworzyć, choć niektórzy podejmują karkołomne starania w tym kierunku, z drugiej zaś strony otwiera się przed nami zupełnie nowy świat, kraina wewnętrznych potencjałów, duchowych symboli, bogactwa życia psychicznego. To tak, jakby wektor naszych dążeń nagle zmienił kierunek, następował zwrot w regulacji psychicznej, który skutkuje tym, że zaczynamy sobie uświadamiać, że pomimo upływu lat mamy jeszcze sporo do zrobienia, że możemy ocalić siebie poprzez rozwój wewnętrznych potencjałów, które warto w sobie rozpoznać i zacząć żyć bardziej świadomie, wraz z całym bagażem nieświadomych popędów, inklinacji, potrzeb i uwarunkowań.

Uran pobudza do nowego życia, niejako drugich narodzin. Temu zwrotowi mogą towarzyszyć nagłe i rewolucyjne przemiany, zwroty i przewartościowania zależne od usytuowania Urana w horoskopie urodzeniowym. Z jednej strony odczuwamy niepokój, z drugiej zaś ekscytację tym, co nowe i niepowtarzalne, podniecenie, że możemy teraz żyć pełnią życia pozbawioną młodzieńczej niedojrzałości i wynikającej z niej infantylności.

Domy horoskopu jako zegar życia
Wracając do metafory solarnej, trzeba przyznać, że trudno oszacować, ile lat życia przypada na każdy dom horoskopu z dziennej połowy. Biorąc pod uwagę, że połowa życia przypada średnio na okres pomiędzy 35. a 45. rokiem życia, wówczas jeden dom mieści w sobie około 14 lat, co miałoby sens, ponieważ pokrywa się to z połową cyklu Saturna.

Zasada interpretacji jest tutaj stosunkowo prosta. Planety beneficzne, dobroczynne, a więc Wenus i Jowisz, w poszczególnych domach wskazują na najlepsze lata życia, w których doświadczamy wielu dobrodziejstw i przychylności losu. Natomiast planety złoczynne, malefiki, mówią o przeszkodach i trudnościach, a nawet klęskach na danym etapie życia.

Analizując pod tym kątem horoskop premiera Mateusza Morawieckiego można zauważyć, że pierwsze lata, gdzie ascendent przebywa na gwieździe Spika, a Wenus (władca ascendentu) jest cazimi, musiały należeć do całkiem udanych i przyjemnych. Ostry bunt i kontestacja, a także przemiana formacji intelektualnej przyszły dopiero później, co symbolizowane jest przez obecność Urana i Plutona w domu jedenastym. Z kolei Jowisz w domu dziesiątym, który jest tu almutenem figuris, wskazuje na sukcesy zawodowe i spełnienie przypadające mniej więcej na okres połowy życia. Natomiast obecny czas premiera Morawieckiego symbolizuje dom dziewiąty, na wierzchołku którego znajduje się najwięcej planet. Są to Merkury (dyspozytor końcowy), Słońce, Wenus (władca ascendentu) i Mars (będący tuż przed wejściem w znaku upadku). Oznacza to, choć premier kulminacyjny punkt życia ma za sobą, to jednak dopiero teraz ma on dostęp do wielu swoich potencjałów i może je wykorzystać w najszerszej skali. Tymczasem koniec życia poprzedzony spełnieniem (Księżyc w wywyższeniu) wieńczy Saturn w upadku na descendencie, co może też zapowiadać odejście w bardzo podeszłym wieku.

 

William Lilly (1602-1681), słynny angielski astrolog, interpretuje w podobnym duchu nie tylko horoskopy urodzeniowe, lecz także horarne. Drugą księgę jego niezwykle obszernego dzieła „Christian Astrology” otwiera analiza pewnego horoskopu, gdzie domy kosmogramu traktuje się jako swoisty zegar życia. Każdy dom symbolizuje bowiem kolejne pięć lat życia, co daje w sumie 60 lat, będące średnią życia w XVII wieku.

W omawianym horoskopie dla pewnego mężczyzny Lilly zauważa, że:

„(…) zważając na to, iż dwa benefiki umiejscowione są w domu dziesiątym i że węzeł północny oraz Słońce są położone w domu dziewiątym, oceniłem, że jego młodsze lata byłyby najbardziej przyjemne z całego życia; patrząc również na Marsa w domu ósmym, który zgodnie z naszym kierunkiem czasu, przypadałby na mniej więcej 24-25 lub 26 rok życia, oceniłem, że mniej w tym czasie będzie miał wiele przeszkód, albo zaczną się w jego życiu pierwsze ze wszystkich nieszczęść; i patrząc dalej, ani w domu siódmym, ani szóstym, ani piątym, ani czwartym, ani też w trzecim nie ma żadnej szczęśliwej planety, więc wnioskuję, że przez resztę swego życia przez wiele lat doświadczy niewygody. Co więcej, będzie miał mnóstwo ciężkiej pracy i kłopotów; ponadto wywnioskowałem, że te katastrofy czy nieszczęścia nie powinny spaść na niego nagle, ponieważ Księżyc jest w aplikacyjnym trygonie z Jowiszem i potrzebuje jedynie trzech stopni do tego, aby utworzyć dokładny aspekt. Dlatego uznałem, że przy pomocy powszechnie szanowanego człowieka reprezentowanego przez Jowisza, albo jakiegoś dworzanina czy kogoś znaczącego, przez blisko trzy lata po zadaniu tego pytania powinien być wspierany przez taką osobę i wspomagany w swoich sprawach, albo jeszcze inaczej – życie jego toczyłoby się zgodnie z jego pragnieniami. Gdyby Jowisz był lepiej położony [w znaczeniu godności podstawowej], uznałbym, że będzie mu sprzyjać trwałe szczęście, że los będzie dla niego bardziej łaskawy”.

Takie analizy horoskopu można czynić nie tylko w odniesieniu do horoskopu pytaniowego (horarnego), lecz przede wszystkim urodzeniowego. Nie ma tu jednak miejsca na analizę szczegółów, bo do tego potrzebne byłyby inne techniki astrologii prognostycznej, jak również kontekst, w jakim poszczególne układy planet należałoby rozpatrywać. Tym niemniej to, co zwraca tu szczególną uwagę, to kwestia potraktowania horoskopu jako zegara życia, gdzie tarcza podzielona jest na dwanaście części, czyli domów, z których każdy odpowiada kolejnym pięciu bądź sześciu latom życia.

Zanurzenie w psychikę nieświadomą
Psychologia analityczna Carla Gustawa Junga podobnie ujmuję tę kwestię: „Sto osiemdziesiąt stopni łuku rozpada się na cztery części. Pierwszą ćwiartką, wschodnią, jest nasze dzieciństwo, czyli ów stan nieproblematyczny, kiedy sami jesteśmy problemem dla innych, lecz z własnej problematyczności jeszcze nie zdajemy sobie sprawy. Problematyka świadoma rozciąga się przez drugą i trzecią ćwiartkę, a w ćwiartce czwartej, w okresie starości, znowu zanurzamy się w ów stan, w którym, nie dbając o sytuację własnej świadomości, znowu stajemy się problemem dla innych. Dzieciństwo i starość są wprawdzie skrajnie różne, łączy je jednak wspólna cecha: zanurzenie w psychikę nieświadomą. Ponieważ dusza dziecka rozwija się z nieświadomości, jego psychologia, mimo że już zawiła, jest łatwiejsza do pojęcia niż psychologia starca, który na powrót pogrąża się w nieświadomości i w coraz większym stopniu w niej znika. Dzieciństwo i starość to bezproblematyczne stany życia (…)” [przeł. R. Reszke].

One thought on “Przełom połowy życia i symbolizm astrologiczny

  1. Takie czepianie się Junga do mnie nie przemawia. Takie to są wywody dla wywodów. I o czym tu dyskutować ? o słońcu, że wschodzi i jakie jest piękne ? W astrologii to raczej idzie o wydarzenia a nie ustrój na nie lub na tak. Co mi z tego, że będę wiedział o późnej starości jak nie wiem co do gara włożyć już teraz. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *