Konferencja astrologów

Wczoraj odbyła się Pierwsza Konferencja Polskiego Stowarzyszenia Astrologicznego, zwana Maratonem z Astrologią. To był rzeczywiście maraton, a nawet szaleństwo czy wręcz bonanza. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w powojennej Polsce udało się zgromadzić tylu astrologów w jednym miejscu i aby publiczność zainteresowana tematem miała okazję posłuchać tak różnorodnych wykładów. Trudno tu wszystkie streszczać i omawiać, bo mogłem wysłuchać tylko kilku, ale program konferencji, z którym można się zapoznać na stronach Stowarzyszenia, mówi sam za siebie.

Planowana na godz. 9:00 konferencja rozpoczęła się z dwunastominutowym opóźnieniem, 21 marca 2009 roku w Warszawie.

 

Horoskop wydarzenia nader interesujący. Ascendent przebywa w znaku intelektualnych i towarzyskich Bliźniąt, zaś Merkury (władca ascendentu) tworzy koniunkcję z Uranem w duchowych i wizyjnych Rybach. Tymczasem medium colei znajduje się w „astrologicznym” Wodniku, będąc w koniunkcji z duchowym Neptunem i poszerzającym horyzonty Jowiszem. Z kolei Słońce stoi w pierwszym stopniu Barana (bo tak miało być, skoro termin konferencji pokrywał się z datą równonocy wiosennej i zarazem z datą Światowego Dnia Astrologii), łapiąc się jeszcze na separacyjną koniunkcję z Uranem. Zaskoczeniem może tu być Księżyc idący pustym kursem, jakkolwiek z uwagi na to, że przebywa on nie tyle pod koniec znaku Koziorożca, ile dokładnie w ostatnim stopniu, to wskazuje to na rychły przełom w sprawie. Można powiedzieć, że jego wejście do „astrologicznego” Wodnika (godz. 11:08) symbolizuje istotę tego pionierskiego wydarzenia, wokół którego – jeszcze zanim ono miało miejsce – narosło wiele niepotrzebnych uprzedzeń.

Tymczasem okazuje się, że takie spotkanie było bardzo potrzebne nie tylko ze względu na możliwość wysłuchania interesujących wykładów, lecz także po to, by poznać wielu ciekawych ludzi i porozmawiać w realu z tymi, z którymi dotychczas (albo przeważnie) ma się kontakt wyłącznie via Internet.

Wielkie podziękowania należą się Izie Podlaskiej i Miłce Krogulskiej, które podjęły ogromny  trud zorganizowania tego spotkania, na które – jak się okazuje – wszyscy czekali. To jest to, czego potrzeba astrologom przynajmniej raz do roku. Raz jeszcze wyrazy uznania dla dzielnych organizatorek.

 

Atak na astrologów

Szerokim echem w mediach odbił się niedawny List otwarty (i to w obronie rozumu) skierowany do Ministra Pracy i Polityki Społecznej, w którym prof. dr hab. Łukasz A. Turski, fizyk teoretyk, i jego koledzy wyrazili swoje oburzenie umieszczeniem w Klasyfikacji zawodów i specjalności profesji m.in. astrologa (kod: 514901). Autorzy domagali się kategorycznego usunięcia zawodu astrologa z listy (tak, jakby wpisano go tydzień temu, chociaż jest on tam od 15 lat), a ich argumentacja sprowadzała się do kilku zasadniczych tez.

Po pierwsze, zawód astrologa obecny w spisie Klasyfikacji zawodów i specjalności nie ma nic wspólnego z cywilizacją XXI wieku. Otóż, warto wiedzieć, że jedną ze zdobyczy nowoczesnej cywilizacji jest Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantująca każdemu obywatelowi wolność wyboru i wykonywania zawodu (Art. 65). A to, jaki jest to zawód, reguluje nie tyle polskie ministerstwo pracy, ile przede wszystkim Międzynarodowy Standard Klasyfikacji Zawodów przyjęty na XIV Międzynarodowej Konferencji Statystyków Pracy w Genewie w 1987 roku oraz jego nowa edycja z 1994 r., tzw. ISCO-88 (COM), dostosowana do potrzeb Unii Europejskiej. Tak się składa, że w owej klasyfikacji w grupie piątej umieszczono „Pracowników usług osobistych i sprzedawców”, a wśród nich znajduje się zawód astrologa (kod 5151). Najwyraźniej więc autorzy Listu rozumieją dość wąsko pojęcie cywilizacji XXI wieku, ale mimo to piszą swój protest w obronie rozumu.

Po drugie, zawód astrologa obecny w spisie Klasyfikacji zawodów i specjalności nie ma nic wspólnego z oficjalnie głoszoną przez Rząd RP ideą tworzenia społeczeństwa opartego na wiedzy. Osobiście wolałbym, aby nowoczesne społeczeństwo oparte było na idei wolności, prawach człowieka i swobodach obywatelskich albo na szeroko rozumianym pluralizmie i różnorodności. Ale skoro ma być oparte na wiedzy, to sygnatariusze tego Listu, a już w szczególności uczeni, powinni wiedzieć, że Powszechna Encyklopedia Filozofii (red. A. Maryniarczyk) definiuje astrologię jako kontrowersyjny system, ale jednak system wiedzy (nauka zresztą też bywa kontrowersyjna). A poza tym, nie widzę powodu, dla którego społeczeństwo oparte na wiedzy, nie miałoby wiedzieć, kim jest i co robi astrolog. Tym bardziej, że astrologia od czasów starożytnych stanowi integralny element kultury europejskiej, a jej wpływ obecny jest zarówno w historii nauki, jak i w dziejach sztuki czy religii. Wprawdzie rewolta oświeceniowa przyczyniła się do wygnania astrologii z uniwersyteckich katedr, ale nie zdołała wykorzenić astrologii z kultury. Tymczasem prof. Turski po ponad 300 latach chce dokończyć dzieło oświeceniowych mistrzów, posuwając się już jednak dużo dalej. Niczym cesarz Oktawian August wyrzucający astrologów z Rzymu, ambicją uczonego jest wyeliminowanie astrologów z życia społecznego. Innymi słowy, by zeszli do podziemia i uprawiali swoje gusła, zasilając szarą strefę, której każdy rząd RP usiłuje przeciwdziałać. A wszystko to w obronie rozumu, bo…

po trzecie, widniejący na Liście opis profesji astrologa przyczynia się do szerzenia zabobonów i pseudonaukowego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Opis może i faktycznie przydałby się lepszy, ale  uczeni doskonale wiedzą, że naukowa prezentacja zawodu astrologa jest po prostu niemożliwa, bo astrologia nie jest dyscypliną naukową i – biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy naukowości – w żaden sposób nie da się jej „unaukowić”. Ale to jeszcze nie znaczy, że astrologia jest zabobonem czy pseudonauką. A nawet gdyby tak było, to naukowcy są od produkowania wiedzy naukowej, a nie od korygowania zjawisk społeczno-kulturowych (gdzie jest miejsce i na naukę, i na to, co pozanaukowe), które nie w każdym aspekcie są zależne od przyrostu wiedzy naukowej.  W XX wieku wystarczająco dobitnie pokazano, że Rozum (w obronie którego protestują polscy uczeni) umocowany jest na podstawach zgoła nieracjonalnych. Czemu zresztą dają wyraz również autorzy Listu, pisząc, że…

po czwarte, należy ujawnić i ukarać winnych tego skandalu i że należą im się przeprosiny, bo umieszczenie naukowców na wspólnej liście zawodów z astrologami jest obrazą. „Winnych tego skandalu” ujawniłem wyżej, a obrażanie się i żądanie przeprosin w imię rozumu, jest doprawdy kuriozalne i świadczy chyba raczej o emocjonalnym rozumie. Ściślej mówiąc, o rozumie ideologiczno-dyskryminującym. Czymże bowiem jest domaganie się odrębnej listy dla zawodów nienaukowych, jak nie dyskryminacją? A dyskryminacja z pewnością nie jest chwalebną zdobyczą cywilizacji XXI wieku, o którą tak bardzo troszczą się niektórzy polscy uczeni.

Kto tu tak naprawdę powinien czuć się obrażony? Bo na pewno nie prof. Turski. Mnie ten List nie obraził. Raczej zniesmaczył, że za moje podatki naukowcy wypisują takie bzdury. I to w dodatku w obronie rozumu…