Kazimierz Marcinkiewicz

Czy były premier ma szansę na powrót do wielkiej polityki?
Kazimierz Marcinkiewicz to wytrawny polityk, z długim stażem i sporym doświadczeniem. W latach 2005-2006 zasiadał w fotelu Prezesa Rady Ministrów i miał być premierem na co najmniej dwie kadencje, ale stało się zupełnie inaczej (zob. notkę Jak rządziło PiS). U szczytu popularności Jarosław Kaczyński odsunął premiera od władzy, szykując go na prezydenta Warszawy. Jednak wyborcy zadecydowali inaczej, przez co Marcinkiewicz został najpopularniejszym bezrobotnym w Polsce. W końcu znalazł posadę w Londynie, ale że – jak twierdzi – „polityka to choroba śmiertelna”, toteż nie da się z niej wyleczyć. Zamiast więc podjąć i tak nieskuteczną kurację, postanowił wrócić do gry, tym bardziej, że wciąż cieszy się dużą popularnością. Myśli o założeniu nowej partii, odebraniu głosów Prawu i Sprawiedliwości, które w ubiegłym roku porzucił, a jak dobrze pójdzie, to może nawet znów zostanie premierem. Czy Marcinkiewicz (ur. 20 grudnia 1959 roku w Gorzowie Wielkopolskim) ma szansę odegrać jeszcze jakąś znaczącą rolę na polskiej scenie politycznej?

 

Okazuje się, że jest to mało prawdopodobne. Horoskop byłego premiera wskazuje dość dobitnie, że jego pięć minut właśnie minęło (chyba że zbliża się teraz jakiś ważny tranzyt do MC, czego nie wiemy, bo bez znajomości godziny urodzenia nie można wyznaczyć osi i domów). Kazimierz Marcinkiewicz przejął w Polsce władzę, kiedy w jego horoskopie dominujący Pluton zbliżał się do Słońca, a przynoszący popularność i zaszczyty Jowisz tworzył koniunkcję z Wenus. Późnej zaś Jowisz przebywał w znaku Strzelca, tworząc po kolei koniunkcje do czterech planet, które w horoskopie Marcinkiewicza znajdują się właśnie w tym religijnym i społecznie zaangażowanym znaku. Tak więc najbardziej pomyślne dla władzy i kariery politycznej wpływy planet są właściwie za nim. Przed nim natomiast trudne zmagania z Saturnem – planetą ograniczeń, upokorzeń i wyrzeczeń. Saturn bowiem już od końca ubiegłego roku zaczął w jego horoskopie tworzyć kwadraturę do Merkurego, a później (między lipcem a październikiem 2008 roku) utworzy kwadratury do Marsa i Jowisza, by jesienią następnego roku znaleźć się w kwadraturze do Słońca.

Przed Kazimierzem Marcinkiewiczem zapowiada się nie tyle kolejne pasmo sukcesów, ile raczej dość przygnębiający ciąg klęsk, zmartwień, sporych komplikacji. Niewykluczony jest też spadek popularności. Jeśli więc będzie chciał powrócić do wielkiej polityki, trudy, jakie poniesie, mogą okazać się niewspółmierne do efektów. Z drugiej jednak strony Saturn to patron ciężkiej pracy, która w końcu przynosi satysfakcję. Tym niemniej łatwo na pewno nie będzie.

Jak widać, w horoskopie Marcinkiewicza dużą rolę odgrywa pas Strzelca, w którym przebywają Merkury, Mars, Słońce oraz władca tego znaku – Jowisz. Strzelec kojarzony jest m.in. z kodyfikacją prawną, sprawiedliwością i edukacją, a Marcinkiewicz ma wiele wspólnego z tymi dziedzinami. Karierę zawodową rozpoczął jako nauczyciel w szkole podstawowej, a później sukcesywnie piął się w górę, obejmując w 1992 roku tekę wiceministra edukacji narodowej.

Silnie podkreślony znak Strzelca odzwierciedla także jego zaangażowanie religijne. Były premier jest bowiem członkiem joanitów (tzw. kawalerów maltańskich), rycerskiego zakonu maltańskiego, który powstał na fali krucjat w XII-wiecznej Europie. Marcinkiewicz to dogmatyczny konserwatysta o mentalności Krzyżaka – jak niektórzy go określają. Jego korzenie polityczne sięgają ZChN – partii narodowo-katolickiej. Nic więc dziwnego, że w latach 90-tych Marcinkiewicz był na przykład przeciwny wprowadzeniu do szkół wychowania seksualnego. W tym kontekście ciekawie wygląda w jego horoskopie Wenus – planeta miłości i seksu – która tworzy koniunkcję z kamuflującym Neptunem i przebywa w skrytym, ale jednocześnie w pełnym namiętności i nieokiełznanej żądzy znaku Skorpiona.

Zestrzelenie satelity szpiegowskiego

W ciągu roku spada z orbity ponad 60 satelitów, a jednak ten jeden nie mógł spaść byle gdzie, bo nie dość że przypadkiem mógłby uderzyć w teren zamieszkany, to jeszcze skaziłby ziemię toksyczną hydrazyną. Podjęto więc kroki zestrzelenia kosmicznego obiektu, który od ponad roku w wyniku awarii krąży dookoła Ziemi w sposób niekontrolowany. Tyle mówią oficjalne komunikaty amerykańskich władz. Jednak wielu komentatorów w całej tej sprawie doszukuje się drugiego dna, twierdząc że to albo ćwiczenia wojskowe (mające na celu testowanie elementów tarczy antyrakietowej), albo prężenie muskułów przed Chinami, które rok temu przeprowadziły test broni kosmicznej, strącając z orbity własnego satelitę meteorologicznego (horoskop tego wydarzenia opisałem na blogu w notce Chińska próba broni kosmicznej).

Zestrzelony przed kilkoma dniami szpiegowski satelita USA 193 został wyniesiony na orbitę 14 grudnia 2006 roku o godz. 21:00 GMT z kalifornijskiej Vandenberg Air Force Base.

 

Horoskop umieszczenia na orbicie tajnego satelity wygląda bardzo interesująco. Na ascendencie znajduje się militarny Baran, podczas gdy Mars przebywa w ósmym domu, tworząc koniunkcję z Jowiszem i Merkurym. Jowisz jest tu zresztą istotną planetą, ponieważ jest władcą czterech planet przebywających w znaku Strzelca, w tym Słońca znajdującego się w koniunkcji Plutonem. Co ciekawe, zestrzelenie szpiegowskiego satelity nastąpiło w dniu, kiedy tranzytujący Mars utworzył ścisłą opozycję do Plutona radix.

Do zestrzelenia wadliwego satelity szpiegowskiego doszło 20 lutego 2008 roku o godz. 17:26 ASHST (= 21 lutego 2008, godz. 3:36 GMT). Pocisk wystrzelono z krążownika rakietowego USS Lake Erie. Nie są znane współrzędne statku. Wiadomo jedynie, że pływał on u brzegów Honolulu. Horoskop obliczony jest więc na to miasto.

 

Kosmogram jest niezwykle ciekawy, zwłaszcza gdy się go porówna z horoskopem chińskiej próby broni kosmicznej. W tamtym kosmogramie kluczową rolę odgrywała koniunkcja Plutona z Marsem na ascendencie, tutaj zaś Mars z Plutonem są w opozycji. W tamtym horoskopie Słońce znajdowało się w Koziorożcu, tu jest w aspekcie z Saturnem. Tam było Słońce w kwadraturze do Księżyca, tutaj światła są w opozycji. Co więcej, do udanego zestrzelania doszło podczas całkowitego zaćmienia Księżyca! A to zaćmienie, które zresztą było w koniunkcji z Saturnem, może nadać ton jeszcze wielu wydarzeniom, jakie będą miały miejsce w najbliższych miesiącach.

 

Niepodległość Kosowa

Parlament w Prisztinie na specjalnej, historycznej sesji jednostronnie ogłosił niepodległość Kosowa od Serbii. Premier Hashim Thaci rozpoczął odczytywanie tekstu deklaracji niepodległości o godz. 15:35, w którym czytamy m.in.: „My, przywódcy naszego narodu, wybrani demokratycznie, tą deklaracją ogłaszamy Kosowo niepodległym i suwerennym krajem”. Mowa trwała dwadzieścia minut, po czym odbyło się głosowanie nad przyjęciem deklaracji. Horoskop dla Kosowa, nowego państwa Europy, należy więc sporządzić na 17 lutego 2008 roku, godz. 15:46 CET (=14:46 GMT), Prisztina.

 

Jak wiadomo, sprawa Kosowa jest bardzo skomplikowana i ogłoszenie niepodległości może zaostrzyć rozmaite konflikty. Jakkolwiek horoskop jest niezwykle ciekawy. Ascendent przebywa w królewskim znaku Lwa, podczas gdy Słońce (władca ascendentu) znajduje się w Wodniku, co zresztą świetnie koresponduje ze słowami premiera: „Od dziś Kosowo jest dumnym, niepodległym i wolnym państwem”. Tym niemniej, Słońce jest w aplikacyjnej opozycji z Saturnem, a Mars tworzy opozycję z Plutonem.

Kosowo to kolejne nowe państwo na mapie Europy. Dwa lata temu deklarację niepodległości od Serbii ogłosiła Czarnogóra (zob. notkę Czarnogóra – proklamacja niepodległości).

 

O astrologii w „Dzienniku”

W najnowszym numerze „Dziennika” (16-17.02.2008) ukazał się ciekawy artykuł o astrologii finansowej i zastosowaniu astrologii w biznesie. Jego autorami są Tomasz Stawiszyński i Malwina Wapińska. W tekście zamieszczono wypowiedzi Wojciecha Suchomskiego, Wojciecha Jóźwiaka i moje. Materiał dostępny jest także w wydaniu on-line na stronach „Dziennika”.

Przy okazji odsyłam do horoskopu gazety, o którym pisałem w notce sprzed dwóch lat.

 

Maharishi Mahesh Yogi

Kilka dni temu, 5 lutego 2008 roku około godz. 19:00 w holenderskim miasteczku Vlodrop zmarł Maharishi Mahesh Yogi – słynny, choć kontrowersyjny guru hinduski, który w latach 60. XX wieku rozpropagował tzw. Medytację Transcendentalną. Była to prosta technika relaksacji i wyciszenia umysłu polegająca na powtarzaniu wyuczonej mantry, którą Maharishi sprzedawał swoim uczniom za 50 dolarów albo 20 funtów, co w tamtym okresie było niemałą sumką. Guru, który przez długi czas utrzymywał w tajemnicy swój wiek, urodził się 12 stycznia 1917 roku o godz. 8:40 IST (= 3:10 GMT) w Jabalpur w środkowych Indiach.

 

Jego postać jest stałym elementem krajobrazu hippisowskiej kontrkultury lat sześćdziesiątych, co zresztą potwierdza również jego horoskop, który wręcz idealnie wpisuje się w ówczesny ruch, zwany New Age. Na ascendencie znajdujemy rewolucyjnego Urana oraz znak Wodnika kojarzony właśnie z Nową Erą utożsamianą z rozpoczynającą się rzekomo wówczas epoką Wodnika. Co ciekawe, w horoskopie guru Uran jest wyizolowany, czyli nie zintegrowany z pozostałymi elementami kosmogramu. Tak jakby cały ten New Age był tylko fasadą dla materialnej działalności Maharishiego. Zwraca również uwagę fakt, że guru zmarł, kiedy w jego horoskopie przez ascendent i Urana przechodził „rozpuszczający” Neptun wraz z katalizatorami Merkurym, Słońcem i Chironem. To zresztą jedyny taki wyrazisty tranzyt towarzyszący jego śmierci.

Ale horoskop Maharishiego jest ciekawy również z innych względów. Wprawdzie znajdujemy w nim Słońce w ziemskim Koziorożcu, a do tego w opozycji do Saturna, co może oznaczać albo ascezę (z której guru raczej nie słynął), albo szaloną ambicję i dążenia do materialnego dobrobytu. Jednak nie można mu odmówić również spirytualnych czy mistycznych przymiotów. W dwunastym domu przebywa Słońce wraz z Marsem i Merkurym, na MC jest religijny Strzelec, a jego władca – Jowisz – zajmuje wprawdzie drugi dom (łatwość w zarabianiu pieniędzy), ale przy okazji tworzy też kwadraturę do Słońca, nasycając jego poczucie własnej wartości duchowymi wartościami, a przy okazji rozdymając ego. Mamy tutaj też Chirona (nauczyciel) w pierwszym domu, znajdującego się w sekstylu do Słońca.

Maharishi Mahesh Yogi, który nie był postacią jednoznaczną, stał się sławny przede wszystkim dzięki Beatlesom, którzy najpierw się nim zafascynowali, później go rozreklamowali, a następnie dość szybko się na nim zawiedli, pisząc słynną piosenkę „Sexy Sadie”. Tym, który najbardziej zaangażował się w propagowanie mistrza, był George Harrison. Warto zauważyć, że Słońce Harrisona (5° 28’ Ryb, zresztą) przebywa w pierwszym domu Maharishiego, natomiast Mars (21° 24’ Koziorożca) jest dokładnie na Słońcu guru. Także John Lennon był z nim horoskopowo połączony, głównie przez Księżyc (3° 33’ Wodnika), który znalazł się nie tylko na Merkurym i Marsie nauczyciela, lecz także w opozycji do jego Neptuna.

 

Refleksje po programie w TVP Kultura

Chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami po udziale we wczorajszym programie w TVP Kultura, o którym wspominałem w poprzedniej notce. Przede wszystkim bardzo trudno jest w telewizji zaplanować jakąkolwiek rozmowę na żywo, zwłaszcza jeśli w dyskusji biorą udział aż cztery osoby. Z założenia nie miała to być ani pyskówka, ani skakanie sobie do oczu (jak chciałby to zwierciadło), lecz zaprezentowanie różnych stanowisk (zwolenników astrologii i ich przeciwników). A że okazały się to stanowiska skrajne i właściwie nieprzystawalne, toteż trudno oczekiwać, że w toku dyskusji wyłonią się jakieś punkty styczne albo że ktoś kogoś do czegoś przekona. To jest pierwsza sprawa.

Druga kwestia tyczy się samego poprowadzenia tematu. Oczekiwałem trochę innej dyskusji, mniej wikłania się w szczegóły techniczne (czyli horoskop jako kółko i krzyżyk, co zresztą bardzo łatwo obśmiać), a więcej refleksji nad samą astrologią. Wojciech Jóźwiak już na samym początku zaprotestował przeciwko mieszaniu astrologii z religią. Wprawdzie dokładnie rozumiem, dlaczego to zrobił, ale mimo to szkoda, bo choć astrologia nie jest religią, to jednak wywodzi się ona z jakiegoś doświadczenia sacrum, gdzie świętością jest tutaj boskie niebo rozumiane jako archetyp powszechnego porządku. Można byłoby ten wątek pociągnąć, pokazując, że astrologia jest kreacją ducha, a nie rozumu, a wtedy być może nie byłoby konieczności wikłania się w tłumaczenia, czy astrologia ma sens naukowy, czy go nie ma. Ta kwestia właściwie nawet nie była specjalnie roztrząsana, bo akurat wszyscy byli zgodni co do tego, że astrologia nauką nie jest, ale oponenci usiłowali pokazać, że astrologia w ogóle nie ma sensu, nie tylko naukowego. Z drugiej jednak strony mógł to być dobry punkt wyjścia do krytycznego zastanowienia się nad rolą samej nauki (na co zresztą liczył prof. Hołówka), jednak ostatecznie o tym nie rozmawialiśmy. Nie było też mowy o determinizmie ani wolnej woli. Słabo zarysowany był też temat, jak astrologia wyobraża sobie i tłumaczy „mechanizm gwiezdnych wpływów”, a to też mogłoby okazać się istotne, bo jeszcze bardziej uwypukliłoby różnice między scjentyzmem a doktryną astrologiczną. Usiłowałem wprawdzie zasygnalizować, że w astrologii mamy do czynienia z siatką symbolicznych i wielowartościowych powiązań, co Tomasz Terlikowski skwitował mętnością astrologicznego wywodu. No i tak właściwie cały czas odbijaliśmy sobie piłeczkę. Szkoda też, że dyskusja zafiksowała się na anegdocie o perskim wodzu, który nim wyruszył na bitwę zabił tych żołnierzy, którym kapłanka-astrolożka przewidziała śmierć na polu walki. W sumie anegdota ciekawa, ale nikt w studiu nie powiedział, że wódz głupio postąpił.

Ogólnie jednak pozytywnie oceniam tę dyskusję. Prof. Hołówka – jak wiadomo – jest wybitnym filozofem i uważam, że w wielu momentach bardzo celnie obnażył różne słabe punkty astrologii. Jednak formuła programu, a więc 45 minut na dyskusję, co oznacza, że każdy ma średnio jakieś 10 minut na wypowiedzenie swojej kwestii (nawet nie wiem, czy ja tyle mówiłem), pozwala zaledwie liznąć temat. Nie może być zatem mowy o jakichś konkluzywnych rozwiązaniach. Ale mimo to warto było podjąć ten trud. I – tak samo jak Konrad – jestem wdzięczny Tomaszowi Stawiszyńskiemu za poprowadzenie tego programu, bo w gruncie rzeczy to był jego pomysł.

 

C. Flammarion, Universum, Paris 1888.

Na zakończenie chciałbym bardzo serdecznie podziękować czytelnikom bloga za zainteresowanie i za pozostawione komentarze, które zawsze uważnie czytam. Konrad i Raczyca piszą, że zabrakło Junga i jego synchroniczności. Rzeczywiście w ogóle nie było o tym mowy (jak i o wielu innych rzeczach), ale za dobrze znam krytyków Junga, żeby nie wiedzieć, czym mogłoby się to skończyć. Konrad pisze też, że przyjąłem pozycję „pacjenta kardiologa”. To bardzo ciekawe, bo ostatnim lekarzem, jakiego niedawno odwiedziłem, był właśnie kardiolog.

Nie zgadzam się natomiast z Varuną, który twierdzi, że dyskusja się nie kleiła, a z adwersarzy ignorancja aż biła. Nie wydaje mi się, żeby prof. Hołówka był ignorantem astrologicznym. Wręcz przeciwnie, zna się na rzeczy (a przynajmniej tak to wyglądało), tyle że akurat jego astrologia nie przekonuje.

Marviva pisze, że trzeba było bardziej skupić się na samym zjawisku, jakim jest rosnące zainteresowanie astrologią. Bardzo słuszna sugestia. Również uważam, że zjawisko to mogłoby coś więcej powiedzieć o samej astrologii, która jest (i zresztą zawsze była) integralną częścią kultury.

Cieszę się, że pozytywnie oceniliście Państwo materiał filmowy, jaki w trzech odsłonach był emitowany w czasie programu. Konrad pyta, kto był jego autorem. Odpowiadam więc, że ja napisałem te teksty, lektor je czytał, a realizatorzy zadbali o przepiękny materiał ilustracyjny. Chciałem nawet umieścić te teksty na blogu, ale obawiam się, że naruszyłbym prawa autorskie. Jednak program zapewne nie raz zostanie powtórzony, więc będzie można go sobie nagrać.

Tych, co mają niedosyt, pragnę pocieszyć, że w Klubie Gnosis planowany jest na kwiecień kilkugodzinny panel dyskusyjny na temat astrologii. Jak sprawa będzie dograna, na pewno o tym poinformuję.