Astrologia a nauka

Poniżej przedstawiam luźne uwagi na temat związków łączących astrologię z nauką i vice versa. Myśli te prezentowałem na grupie dyskusyjnej Anahelli, a ponieważ pisałem o tym w różnych postach i w różnym czasie, toteż postanowiłem zebrać je w jednym miejscu, nie dokonując żadnych zasadniczych zmian redakcyjnych. To, o czym piszę poniżej, to tylko luźne uwagi i w żaden sposób nie wyczerpuje to tematu, tym niemniej dość wyraźnie obrazuje to mój pogląd w tej sprawie.

———————–

Astrologia nie jest ani nauką, ani pseudonauką, ani paranauką, ani również sztuką (w rozumieniu działalności artystycznej), chociaż czasami mówi się o astrologii jako o „sztuce wróżenia z gwiazd”, ale słowa „sztuka” używa się tu w znaczeniu greckiego techne, a więc chodziłoby tu o pewną umiejętność, której można się nauczyć (rzemiosło).
Astrologia to nie tylko praktyka, to również teoria, która oprócz tego, że wspiera się na niej „sztuka interpretacji” (reguły, metody itp.), to równocześnie w teorii tej zawarty jest pewien specyficzny światopogląd filozoficzny (albo quasi-filozoficzny) odnoszący się do struktury świata, wizji człowieka, czasu, przestrzeni itd. A to już nie jest sztuką (praktyka), tylko właśnie teoria będącą tworem kulturowym.

Z punktu widzenia historii nauki i historii idei astrologia jest tzw. „tradycyjną nauką”, to znaczy nauką sprzed rewolucji naukowej. Dlatego dziś najrozsądniej określać ją mianem wiedzy gromadzonej od starożytności (por. alchemia).
Pytając o to, czy ta wiedza ma wartość naukową, to z punktu widzenia współczesnych standardów naukowości należy powiedzieć, że astrologia nie ma takiej wartości. W tym sensie i z tego punktu widzenia można ją określić mianem pseudonauki, a więc czegoś, co jedynie udaje naukę. Można ją też nazwać paranauką, czyli czymś, co mogłoby być nauką, ale z wielu względów nią nie jest. Ale z punktu widzenia filozofii astrologia stanowi część dziedzictwa kulturowego i w dalszym ciągu należy do kultury rozumianej jako duchowy dorobek ludzkości. [Por. mój post z 14 czerwca 2006.]

Osobiście nie podoba mi się określenie „paranauka” (a już tym bardziej „pseudonauka”), bo to sugeruje, że astrologia chcąc pretendować do miana nauki miałaby się zajmować jakimiś spornymi kwestiami albo zjawiskami, z którymi nauka uniwersytecka sobie nie radzi. A tu chyba nie o to chodzi. Astrologia narodziła się wraz z naukowo-intelektualną działalnością człowieka, ale obecnie odnosi się do innego paradygmatu, niż ten, który przyjmuje się za obowiązujący we współczesnej nauce. A to znaczy, że astrologia „działa” w innej wizji świata, niż „działa” nauka. To są dwie nieprzystawalne do siebie rzeczywistości. Nie można ich porównać, chociaż można bronić tezy, że rzeczywistości, w której „pracuje” astrologia i „pracuje” (w sensie: sprawdza się) nauka są wprawdzie nieprzystawalne, ale mogą być kompatybilne, tzn. uzupełniające się. (Por. np. „paradygmat wyobraźni” u J. Prokopiuka.)

 

  G. F. Barbieri (Guercino), Personifikacja astrologii, 1650-55.

Z naukowego punktu widzenia nie można więc wyjaśnić żadnego mechanizmu astrologicznego, bo astrologia nie jest oparta na żadnym prawie ani zasadzie naukowej. Oczywiście, można sięgać po hipotezę synchroniczności Junga, ale z punktu widzenia nauki to jest tylko hipoteza, której w sposób empiryczny nie da się zweryfikować, chociaż – jak wiadomo – Jung czynił takie starania i usiłował poddać synchroniczność badaniom statystycznym, ale nie spotkało się to z aplauzem środowisk naukowych. [Por. mój artykuł Jung, synchroniczność i astrologia, który w kwietniu 2006 roku opublikowałem w „Tarace” Wojtka Jóźwiaka.]
Tym niemniej, teoria synchroniczności Junga, która w pewnym sensie jest pogłębioną wersją zasady Hermesa Trismegistosa („Jak na górze, tak na dole”), może tu wiele wyjaśniać, a przynajmniej wskazać na ukryte związki, jakie zachodzą między psyche a materią. Ale naukowo tego nie da się udowodnić.

Astrologia posługuje się podobnym myśleniem „magicznym” o świecie jak czyni to religia. Chodzi tu o to, że świat przemawia do nas poprzez symbole, a konfiguracje planet są znakami wskazującymi na coś, a nie przyczynami, które coś powodują. Podobną wizję świata ma religia.
Kiedy astrolog sporządza horoskop, uznaje, że rozmieszczone w nim planety nie są przypadkowe, ale coś mówią. Innymi słowy, świat przemawia do nas przez symbole. A tego nie da się udowodnić empirycznie, bo to jest teza metafizyczna (pochodząca z metafizyki przedracjonalnej).

Czy nauka powinna wyjaśniać zasady działania astrologii? Czy naukowo udowodniona astrologia będzie przez to bardziej wiarygodna? Przecież astrologia odsłania przed nami to, co nauka zagubiła. Astrologia może stanowić uzupełnienie naukowego oglądu świata, bo nauka ze swoim paradygmatem rozumu zapomniała, że rozum (= świadomość) jest zależny od tego, co irracjonalne (= nieświadomość – w sensie Jungowskim). A astrologia – moim zdaniem – wyśmienicie tę lukę wypełnia.

Astrologia zawsze dryfowała na styku tego, co naukowe, symboliczne i mityczne. Pod tym względem do dziś nic się nie zmieniło. Zmienił się natomiast sposób interpretacji, a więc sposób rozumienia wszystkich tych „znaków-symboli”.
Ale mimo to astrologia w dalszym ciągu podejmuje próbę całościowego opisu świata, wskazując jednocześnie na to, że świat nie jest chaotyczny i przypadkowy, lecz sensownie (w oparciu o pewną logikę symbolu) uporządkowany.

 

Giertych i Darwin

Maciej Giertych (ur. 24 marca 1936 roku w Warszawie), europoseł, ojciec obecnego ministra edukacji Romana Giertycha (LPR), chce, by europejskie szkoły przestały uczyć teorii ewolucji Darwina, a zaczęły nauczać czegoś, co określa się mianem kreacjonizmu. Choć czysty darwinizm już dawno krytykowano, to jednak teorię ewolucji, a więc między innymi również dziedziczenia, uważa się za teorię naukową (jest ona paradygmatem biologii). Co więcej, nawet Kościół katolicki jej nie potępia. Jan Paweł II podkreślał, że nie ma żadnego konfliktu pomiędzy ewolucyjną teorią powstania człowieka a chrześcijańską koncepcją stworzenia.

Tymczasem Maciej Giertych chce być bardziej święty od Papieża i głosi – w swoim przekonaniu – bardziej naukową teorię, czyli kreacjonizm, w myśl którego Wszechświat i człowiek zostały stworzone w wyniku ingerencji sił nadprzyrodzonych, niemal dokładnie tak, jak zostało to opisane w micie o Stworzeniu otwierającym Stary Testament. Na poparcie swojej tezy prof. Giertych dowodzi, że dinozaury nie żyły 230 milionów lat temu, lecz dużo później, bo w czasach człowieka, o czym świadczyć mają rozmaite legendy i podania o smokach. Uczeni twierdzą, że dinozaury (do których Giertych zalicza Smoka Wawelskiego) wyginęły w wyniku globalnego kataklizmu powstałego wskutek kolizji ogromnej komety z Ziemią. Ale prof. Giertych wolałby pewnie uznać, że dinozaury zostały zgładzone przez różnych Szewczyków Skubów, którzy podsunęli im do zjedzenia barany wypchane siarką.

Jak to możliwe, by osoba, która zaszła tak wysoko (np. obroniła doktorat na uniwersytecie w Toronto), mogła pleść takie niedorzeczności, stojące w sprzeczności nie tylko z nauką, ale i z religią?

Okazuje się, że w horoskopie prof. Giertycha Słońce w Baranie stoi w ścisłej koniunkcji z degradującą Eris lubiącą konflikty i wszczynanie sporów. Do tego władca Słońca – Mars – jest również w Baranie i tworzy trygon z ideologiczno-religijnym Jowiszem oraz kwadraturę z Plutonem, co zdradza zamiłowanie do walki oraz wskazuje na popędliwą, niemal obsesyjną naturę skłonną do forsowania za wszelką cenę własnej woli.

Tymczasem zawiadujący rozumem Merkury stoi w znaku utopijnych Ryb, w koniunkcji z dogmatycznym Saturnem i w opozycji z Neptunem, co podkreśla mętny i pokrętny sposób myślenia. Dzięki swojej niezłomnej determinacji Maciej Giertych zaszedł wysoko, a karierę polityczną zaczął robić pod koniec PRL, przy boku gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który był wówczas Przewodniczącym Rady Państwa. Do dziś uznaje za swoich wrogów elity wywodzące się z KORu oraz cały intelektualny nurt obecny w Kościele.

Przy okazji warto zerknąć na horoskop Charlesa Darwina (ur. 12 lutego 1809 roku, godz. 6:11 GMT, Shrewsbury).

Łatwo zauważyć, że ma on położonego Merkurego podobnie jak Maciej Giertych. Planeta ta również przebywa w znaku Ryb, tworząc nieharmonijne aspekty z Saturnem i Neptunem. Ale przy okazji Merkury jest w koniunkcji z Ceres i Plutonem oraz w ścisłym trygonie z odkrywczym Uranem. Zresztą Uran jest tu władcą Słońca (Wodnik) i przebywa w IX domu.

 

Eris i pierwiastek 118

Astrologia już od czasów starożytnych stawiała sobie za cel symboliczne opisywanie procesów zachodzących w makro- i mikrokosmosie. Nic więc dziwnego, że kiedy ważne rzeczy dzieją się w makrokosmosie, równie ważne muszą dziać się w jego pomniejszonym, zwierciadlanym odbiciu, jakim jest mikrokosmos.

Kiedy w 1871 roku odkryto Urana, kilka lat później odkryto ważny pierwiastek chemiczny – uran, którego liczba atomowa wynosi 92. Każdy pierwiastek o wyższej liczbie atomowej (zwany tranuranowcem) nie występuje naturalnie w przyrodzie. Musi być otrzymywany sztucznie, tak jak na przykład pluton odkryty w 1940 roku, a więc 10 lat po odkryciu planety Pluton.

Pomiędzy planetami a pierwiastkami chemicznymi istnieje nierozerwalny związek, który już dawno temu podkreślali nie tylko astrolodzy, lecz także alchemicy, łącząc złoto ze Słońcem, srebro z Księżycem, rtęć z Merkurym itd. Planeta to element makrososmosu, z kolei atomy pierwiastków chemicznych przynależą do świata mikrokosmosu.

Informacja, jaka ukazała się 16 października 2006 roku o odkryciu nowego pierwiastka 118, nie jest więc przypadkowa w czasach, kiedy astronomowie odkryli nową „planetę” – Eris. Zresztą Eris była w tym dniu w dokładnej opozycji do Słońca. Ale nie tylko ta koincydencja jest tutaj istotna. Pierwiastek 118 nastręczał chemikom niemal takich samych problemów, jak astronomom Eris.

Po raz pierwszy o istnieniu nowego pierwiastka 118, zwanego prowizorycznie ununoctium (Uuo), mówiło się już w 1999 roku, jednak po trzech latach okazało się, że ten pierwiastek w ogóle nie istnieje, a rzekome odkrycie zostało sfabrykowane. Ununoctium zostało więc skreślone z tablicy Mendelejewa, którą teraz znów trzeba poprawiać. Dopiero specjalistom z Instytutu Badań Naukowych w Dubnej i kalifornijskiego Laboratorium Lawrence’a Livermore’a udało się potwierdzić otrzymanie pierwiastka o liczbie atomowej 118. Ununoctium jest najcięższym z dotychczas znanych pierwiastków. Uzyskuje się go jedynie w warunkach laboratoryjnych, poprzez bombardowanie kalifornu jonami wapnia, a nie – jak twierdzono w 1999 roku – poprzez bombardowanie ołowiu jonami kryptonu. W eksperymentach uzyskano jedynie trzy atomy ununoctium, a czas ich rozpadu wynosił niecałą milisekundę. Uczeni chcą teraz uzyskać jeszcze cięższy pierwiastek o liczbie atomowej 120. A wszystko po to, by lepiej poznać mechanizmy sterujące zachowaniem materii.

 

Całe zamieszanie wokół 118 pierwiastka przypomina zamieszanie, jakie powstało po odkryciu Eris. Astronomowie nie wiedzieli bowiem, czy odkryli planetę, czy jedynie obiekt większy od Plutona. A do tego jeszcze ta historia z wykradaniem danych i próbą dokonania fałszerstwa także przypomina to, co niedawno działo się w środowisku chemików.

Nie wiem, czy Eris faktycznie może mieć jakiekolwiek symboliczne związki z pierwiastkiem 118 (Uuo) i co by w praktyce miało to oznaczać. Tym niemniej nie ulega chyba wątpliwości, że odkrycie Eris w dość interesujący sposób wpisuje się w odkrycia na poziomie mikrokosmosu. Mimo że świat w szalonym tempie pędzi na przód, to starożytna zasada Hermesa Trismegistosa („Jak na górze, tak na dole”) wciąż ma się dobrze. A przecież to właśnie na niej ufundowana jest cała astrologia.

Sparafrazowany tekst Tabula Smaragdina Hermesa brzmi:

Niebo na górze,
Niebo na dole.
Gwiazdy na górze,
Gwiazdy na dole.
Wszystko, co w górze,
To też na dole.
Pojmij to,
I ciesz się.

Koalicja – drugie podejście

Wczoraj, tuż po godz. 22:00 TVN24 poinformowała, że szefowie PiS, LPR i Samoobrony podpisali deklarację programową, czyli coś na kształt aneksu do umowy koalicyjnej, którą niedawno zerwano. Kilkanaście minut później Andrzej Lepper został ponownie zaprzysiężony na stanowisko wicepremiera i ministra rolnictwa.

Ta wstydliwa uroczystość odbyła się bez udziału kamer i dziennikarzy, więc dokładny czas nie jest znany. Można jednak przyjąć, że podpisanie deklaracji, czyli de facto kolejne podejście do stworzenia większościowej koalicji miało miejsce 16 października 2006 roku, o godz. 22:00 w Warszawie.

Formalnie nie jest to jeszcze koalicja, chociaż deklaracja programowa okazała się mieć decydujące znaczenie polityczne, które znalazło swój wyraz w głosowaniu nad skróceniem kadencji Sejmu. PiS zdołał bowiem odwlec jesienne, przyspieszone wybory parlamentarne.

Horoskop tego wydarzenia jest pod wieloma względami podobny do horoskopu utworzenia pierwszej koalicji, o którym pisałem w innym poście. W tamtym horoskopie Księżyc (władca MC) był w koniunkcji ze Słońcem (nów) i w kwadraturze do Saturna. Tutaj zaś Księżyc (władca ascendentu) jest w solarnym Lwie i w koniunkcji z Saturnem (władcą descendentu). Co więcej, Księżyc jest tu szczególnie ważny, ponieważ – podobnie jak w horoskopie „taśm Begerowej” – aktywizuje on półkrzyż tworzony przez Saturna, Neptuna z Ceres i Jowisza z Merkurym. Z kolei blisko MC przebywa destabilizujący Uran, a Wenus wraz ze Słońcem i Marsem w Wadze jest w ścisłej opozycji do Eris. Tak więc w najbliższym czasie na gruncie polskiej polityki będziemy mieli okazję bliżej przyjrzeć się astrologicznej zasadzie Eris, której tak wielką przyjemność sprawia wywoływanie konfliktów. Kiedy bogini Eris rzuca swoje Jabłko Niezgody, kończy się przyjaźń, a zaczyna się wojna.

Jak długo przetrwa nowa-stara koalicja? Przypuszczalnie rozleci się jeszcze w tym roku, a najbardziej gorący okres przypadnie na listopad, kiedy w horoskopie „nowej” koalicji Jowisz z Merkurym (ognisko półkrzyża) będą tranzytowane przez Wenus, Słońce, a później Marsa.

 

Oś zła – polityczna doktryna USA

Po zamachach terrorystycznych w Waszyngtonie i Nowym Jorku Stany Zjednoczone przystąpiły do tzw. „wojny z terroryzmem”. Pierwszym jej etapem było rozpoczęcie działań zbrojnych przeciwko Talibom w Afganistanie.
Drugi etap tej szczególnej międzynarodowej polityki USA polegał na sformułowaniu doktryny „osi zła”. Po raz pierwszy termin „oś zła” pojawił się w przemówieniu George’a W. Busha z 29 stycznia 2002 roku. Przemówienie to rozpoczęło się o godz. 21:15 EST, a wyrażenie „oś zła” (axis of evil) pojawiło się w trzynastej minucie tego orędzia w kontekście rozważań na temat Iraku, Iranu i Korei Północnej.
Horoskop doktryny „osi zła” trzeba więc obliczyć na 29 stycznia 2002 roku, godz. 21:28 EST, Waszyngton.

Według G. Busha „oś zła” stanowią kraje, takie jak Irak, Iran i Korea Północna, które posiadając broń masowego rażenia (nuklearną, chemiczną bądź biologiczną) stanowią bezpośrednie zagrożenie dla światowego pokoju. Słuszności tego twierdzenia z horoskopu nie da się wyczytać, ale jego religijną retorykę (fundamentalny podział świata na dobro i zło) widać już na pierwszy rzut oka. Religijny Jowisz stoi w X domu, doktrynalny Saturn przebywa w IX domu, a Słońce jest w koniunkcji z utopijnym Neptunem. Nie bez znaczenia jest również to, że ów Neptun tranzytował wówczas descendent oraz Plutona z Merkurym w horoskopie George’a Busha.

Tym, co zwraca tu szczególną uwagę, to zbitka planet w rewolucyjnym Wodniku i do tego w V domu, który w astrologii wydarzeniowej zawsze wskazuje na kreatorów danych wydarzeń. W istocie V dom jest też jedenastym domem (przyjaciele) domu siódmego (otwarci wrogowie). A więc „oś zła” to po prostu „przyjaciele naszych wrogów”. Co ciekawe, w domu siódmym przebywa Eris i Mars w Baranie.

Warto dodać, że kiedy horoskop ten relokuje się na Bagdad i Teheran, to ta piątodomowa zbitka wypada w pierwszym domu, a w dziesiątym domu wypada ona wtedy, gdy horoskop będzie relokowany na Phenian.

Kiedy USA postanowiły rozbić „oś zła”, a więc gdy rozpoczęły inwazję na Irak, w horoskopie „osi zła” Jowisz ustawił się w opozycji do Słońce/Neptun, a następnie aspektował po kolei każdą planetę w Wodniku.

Można przypuszczać, że Stany Zjednoczone będą dążyły do konfrontacji zbrojnej z pozostałymi państwami „osi zła”. Iran – w przeciwieństwie do Iraku – otwarcie przyznający się do posiadania wzbogaconego uranu, a komunistyczna Korea ostentacyjnie dokonująca próby atomowej (podobno nieudanej), to obecnie główni wrogowie USA, którzy obserwując klęskę wojsk amerykańskich w Iraku nic sobie nie robią z wpisania ich na listę krajów „osi zła”.

Eksperci uważają, że nuklearny postęp Korei to w istocie porażka polityki Busha i jego doktryny „osi zła”. Jak widać, w horoskopie „osi zła” tranzytujący Saturn będący w znaku Lwa tworzył przez ostatnie miesiące opozycję do wszystkich planet położonych w Wodniku. Należy również podkreślić, że teraz Saturn uściśla opozycję do kluczowej planety w tym horoskopie, czyli do Urana, który jest władcą całej tej zbitki.

 

Kim Dzong Il

Przywódca komunistycznej Korei, Kim Dzong Il urodził się 16 lutego 1941 roku na południowo-wschodniej Syberii, niedaleko miejscowości Chabarowsk. Horoskop (bez domów) obliczony na miejscowe południe (GMT +10).

Kim Dzong Il ma ścisłą koniunkcją Jowisza z Saturnem w zorientowanym na materię znaku Byka. Koniunkcja ta już przez starożytnych astrologów uznawana była za ważny wyznacznik przemian społecznych, politycznych i religijnych. Jak większość komunistycznych wodzów i dyktatorów, również Kim Dzong Il ma w swoim horoskopie silnie podkreślonego Urana. Słońce stoi bowiem w rewolucyjnym znaku Wodnika w kwadraturze do nieobliczalnego Urana. Z kolei Mars przebywa w ideologicznym znaku Strzelca, tworząc kwadraturę z utopijnym Neptunem.

Detonację ładunku nuklearnego władze Korei Północnej przeprowadziły, kiedy w horoskopie Kim Dzong Ila tranzytujący Uran znalazł się na Merkurym, a to z pewnością nie ułatwia dalszych rokowań dotyczących rozbrojenia. Z kolei Pluton stoi teraz na Ceres (natura) i zbliża się do sekstylu ze Słońcem. Tymczasem progresywne Słońce wraz z Wenus i Lilith tworzą w horoskopie Kima kwadraturę z Plutonem (władcą energii atomowej). Mamy tu więc do czynienia z solarno-plutonowym sprzęgnięciem zarówno w tranzytach, jak i progresjach.

 

Koreańska próba atomowa

Korea Północna oświadczyła, że – tak jak wcześniej zapowiadano – przeprowadziła podziemną próbę nuklearną. Ten jednoznacznie prowokujący gest oburzył nie tylko azjatyckie mocarstwa (Chiny, Korea Południowa, Japonia), lecz także Europę i USA.

Pierwsza, historyczna próba koreańskiej broni atomowej została przeprowadzona 9 października 2006 roku o godz. 10:35:27 JST (=1:35:27 GMT) na poligonie wojskowym w prowincji Hamgiong. Sejsmografy zanotowały wstrząs, którego epicentrum znajdowało się 41N17 i 129E08.

Kojarzony z energią nuklearną Pluton przebywa w pierwszym domu, co ewidentnie wskazuje też na jawną manifestację potęgi militarnej, o czym mówi również koniunkcja Słońca z Marsem. Przy czym Mars jest tu w ścisłej opozycji z Eris, która rzuca Jabłko Niezgody.

Władca horoskopu Jowisz jest w ognisku półkrzyża z Saturnem i Neptunem, zwiastując kryzys polityczny i napięcia społeczne. Co ciekawe, Księżyc w Byku tworzy aplikacyjne aspekty z każdym z ramion tego półkrzyża, przez co konstruuje się tu w istocie Wielki Krzyż.

Warto porównać te układy planet z horoskopem ery atomowej, o którym pisałem we wcześniejszym poście.

Pierwszą próbę bomby atomowej przeprowadzono pod koniec II wojny światowej, niecały miesiąc przed zrzuceniem jej na Hiroszimę i Nagasaki. Próba ta (zwana także „Trinity”) miała miejsce 16 lipca 1945 roku o godz. 05:29:15 w bazie wojskowej w Nowym Meksyku. Według dokumentów z Los Alamos National Laboratory, miejsce eksplozji to: 106W28 i 22N40. Z kolei podana godzina odnosi się tu do czasu MWT (Mountain War Time), a więc jest to 11:29:15 GMT.


Dominującej roli w tym horoskopie nie odgrywa jednak Pluton, lecz Saturn stojący na ascendencie (i zarazem blisko punktu odkrycia Plutona), a także Eris tworząca koniunkcję z MC i opozycję z Neptunem (władcą MC).

 

Era podboju kosmosu (Sputnik 1)

Kiedy radzieccy uczeni umieścili na orbicie pierwszego sztucznego satelitę, wyznaczyli tym samym początek ery podboju kosmosu. Wystrzelenie Sputnika 1 miało miejsce 4 października 1957 roku o godz. 19:28 GMT z kosmodromu Bajkonur.

Na zaawansowaną myśli technologiczną i zarazem pionierskość czynu wskazuje Uran przebywający w pierwszym domu oraz Księżyc w Wodniku. Władca ascendentu – Słońce – znajduje się w ścisłej koniunkcji z poszerzającym horyzonty Jowiszem i rywalizującym Marsem, a także w sekstylach z Uranem i Saturnem. Jak wiadomo, umieszczenie Sputnika 1 na orbicie zapoczątkowało wyścig podboju kosmosu pomiędzy rywalizującymi ze sobą mocarstwami ZSRR i USA, które pozostawały wówczas w stanie tzw. „zimnej wojny”. Owocem tego wyścigu było m.in. lądowanie człowieka na Księżycu – misję zrealizowała 12 lat później amerykańska NASA.

O tej rywalizacji i ubieganiu się o pierwszeństwo mówi w tym horoskopie nie tylko Mars w koniunkcji ze Słońcem, lecz także Eris, która będąc na szczycie X domu tworzy opozycję ze Słońcem, Jowiszem i Marsem. W mitologii greckiej Eris to nie tylko bogini waśni i niezgody, lecz także bogini współzawodnictwa, zazdrości i zarazem siły twórczej, która motywuje człowieka do działania i jak najlepszego wykonywania swoich powinności.

 

Horoskop odkrycia Eris

Jak już pisałem w innym poście, Eris po raz pierwszy została sfotografowana pod koniec 2003 roku. Jednak faktycznego odkrycia dokonano dużo później. Na swojej stronie prof. Michael E. Brown pisze, że odkrył Eris 5 stycznia 2005 roku o godz. 11:20 PST w Pasadenie.

Horoskop ten jest podobny do horoskopu pierwszej kliszy, na której uwidoczniona została Eris. Tu również bowiem władca ascendentu (w tym przypadku Mars) jest w kwadraturze do Urana, a Pluton – identycznie jak w horoskopie pierwszej kliszy Eris – tworzy koniunkcję z Merkurym i Wenus w Strzelcu.

Tym, co zwraca uwagę, jest nie tylko pierwszodomowa Eris, lecz również położenie Księżyca. Przebywa on bowiem w znaku Skorpiona. Jak się okazuje, nie jest to przypadkowe, ponieważ w horoskopach odkrycia Urana, Neptuna i Plutona (*) Księżyc także gościł w tym znaku. Co się za tym kryje?

Jak wiadomo, Księżyc w astrologii wydarzeniowej, horalnej i elekcyjnej jest niezwykle ważnym sygnifikatorem. Często bowiem dookreśla on sprawę, a niekiedy ją wręcz reprezentuje. Znak Skorpiona kojarzy się z transformacją, tajemnicą i z penetrowaniem tego, co nieznane. A przecież każda nowo odkrywana planeta wydobywa z nieświadomości zbiorowej ukryte moce, powodując budzenie się nowych archetypów kolektywnej psyche ludzkości, co niewątpliwie burzy zastany porządek.

Inną, niezwykle ważną rzeczą jest kwadratura Eris do Saturna. To zdumiewające, bowiem w horoskopach odkrycia Urana, Neptuna i Plutona odkrywana planeta zawsze była w twardych i do tego ścisłych aspektach z Saturnem. Uran był w opozycji do Saturna, Neptun w koniunkcji z Saturnem, a Pluton także w opozycji do Saturna. Co więcej, również w horoskopie odkrycia Ceres (która przez wiele lat uważana była za planetę), Saturn jest w ścisłej kwadraturze do zodiakalnego punktu, w którym została odkryta Ceres. Każdy astrolog wie, że Saturn to patron starego porządku. Nic więc dziwnego, że jeśli astronomowie odkrywają kolejną planetę, to tym samym burzą wcześniej przyjęty porządek.

Największą rewolucję wprowadził oczywiście Uran, który początkowo uznany za kometę został odkryty niejako przez przypadek, co jednak całkowicie zmieniło nasze wyobrażenie o strukturze Układu Słonecznego. To między innymi właśnie dlatego w astrologii uważa się Urana za rewolucjonistę i patrona przypadkowych, nieprzewidywalnych zdarzeń.

Neptun – w przeciwieństwie do Urana – nie został odkryty przypadkowo. Wręcz przeciwnie, jego odkrycie okazało się szczytem astronomii teoretycznej, ponieważ J. G. Galle zaledwie po jednej nocy obserwacji nieba dostrzegł go dokładnie w miejscu, które przewidziały obliczenia J. J. Leverriera. Jednak atmosfera towarzysząca odkryciu Neptuna była niemal skandaliczna. Podobne obliczenia sporządził bowiem w tym samym czasie J. C. Adams, ale opieszałość jego mocodawców uniemożliwiła mu dokonania tego historycznego czynu. Jak się później okazało, Neptuna obserwował już Galileusz (1613), ale pomylił go z jednym z księżyców Jowisza. Ta seria pomyłek i niejasności do dziś rzutuje na astrologiczne cechy przypisywane Neptunowi.

Również Pluton został odkryty po serii obliczeń dokonanych przez P. Lowella, ale jego poszukiwania były bardzo żmudne i Lowell nie dożył dnia, w którym został dostrzeżony Pluton. Odkrył go bowiem dopiero C. Tombaugh w 1930 roku. Miało to miejsce kilka miesięcy po Wielkim Kryzysie i niespełna trzy lata przed dojściem Hitlera do władzy. To między innymi te koincydencje zadecydowały o takich astrologicznych cechach przypisywanych Plutonowi, jak władza totalitarna, ogromne przemiany społeczne, broń masowej zagłady i inne, których wprost nie da się wyczytać z nazwy mitologicznej.

Tak jak odkrycie Urana „powiększyło” Układ Planetarny, tak odkrycie Eris go „zmniejszyło”. Eris bowiem przyczyniła się do zdegradowania Plutona i odebrania mu statusu planety. Tak więc Eris jawi się jako ta, która powoduje zdegradowanie, umniejszenie albo unieważnienie dotychczas obowiązującego modelu, wyobrażenia, światopoglądu czy status quo. To, co do tej pory uznawane było za ważne, pełnoprawne, nagle traci na znaczeniu. Co więcej, jej mitologiczna nazwa również jest adekwatna. Michael Brown twierdzi bowiem, że zaproponowana przez niego grecka bogini waśni i niezgody jest idealną nazwą dla „planety”, której odkrycie spowodowało tak ogromne kontrowersje (nie tylko zresztą w środowisku astronomów).

Jedno jest pewne: horoskop odkrycia Eris jednoznacznie potwierdza, że astrologicznie rzecz biorąc Eris zachowuje się tak, jak każda inna planeta. Dla astrologa jest to wyraźna wskazówka, by włączyć Eris (podobnie jak Plutona i Ceres, a w przyszłości inne planety karłowate) do grona podstawowych elementów horoskopu, bo wiele przemawia za tym, że po prostu na to zasługuje.

 

===============
(*) Uran został odkryty 13 marca 1781 roku, o godz. 22:39 GMT w Bath. Neptun został odkryty 23 września 1846 roku, o godz. 23:30 GMT w Berlinie. O horoskopie odkrycia Plutona (również w kontekście Eris) pisałem w innym poście.