Byłem gościem sylwestrowego wydania programu Monika Jaruzelska zaprasza na Youtubie. Rozmawiamy o astrologii, religii, filozofii religii, polityce, partiach politycznych oraz o prognozach na rok 2021. Zapraszam do obejrzenia i wysłuchania.
Streszczenie niektórych fragmentów tej rozmowy znaleźć można w internetowym wydaniu „Super Expressu” oraz na portalu Plejada.
Tym razem mini wykład do obejrzenia na moim kanale w serwisie YouTube. Na początek o wielkiej koniunkcji Jowisza z Saturnem z 21 grudnia 2020 roku okiem astrologa i historyka astrologii. Zapraszam.
Dawne reguły astrologiczne dotyczące intronizacji króla były
bardzo restrykcyjne i należało ich ściśle przestrzegać, jeśli chciało się władcy
zapewnić dobrobyt oraz długie i szczęśliwe panowanie.
Tym, co w horoskopie zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na drugą
kadencję Prezydenta RP wydaje się być najbardziej wyraziste i pożądane, to
Słońce – jako naturalny sygnifikator władcy – stojące w domicylu w trygonie do
Marsa, co mogłoby dawać Dudzie siłę i przebojowość, ale jednak Mars (także
bardzo silny, bo również w domicylu) aspektuje Słońce z domu siódmego, a więc z
domu otwartych wrogów i przeciwników, więc trudno rozsądzić, na ile ta
konfiguracja będzie mu sprzyjać, a na ile przeszkadzać. Zresztą nie można
bagatelizować zagrożeń, jakie czają się w tym kosmogramie.
Poza Słońcem znaczna część horoskopu jest niestety nader wątpliwa, a zwłaszcza jego kluczowe elementy. Zarówno bowiem władca ascendentu (Wenus), jak i władca medium coeli (Księżyc) znajdują się w domach upadających, czyli są wyjątkowo słabe, żeby nie powiedzieć – impotentne. Natomiast władcy domów opozycyjnych do nich, a więc władca descendentu (wrogowie) i imum coeli (konkurenci do tronu) są bardzo silni, bo znajdują się w domach narożnych, a do tego w godnościach przez domicyl. Można powiedzieć, że siły wrogie Andrzejowi Dudzie są zdecydowanie silniejsze niż sam prezydent. Na domiar złego tak wyeksponowane sygnifikatory należą do malefików, czyli planet złoczynnych. Mars i Saturn znajdują się bowiem nie dość że w domach narożnych, to jeszcze w domicylach, czego nie można powiedzieć o planetach dobroczynnych, benefikach, czyli Wenus i Jowiszu. Peregrynująca Wenus – jako władca ascendentu – przebywa bowiem w domu upadającym w ścisłej koniunkcji z Głową Smoka, co może wskazywać na uwikłanie prezydenta w szereg okoliczności niezależnych od niego. Natomiast Jowisz pozostający w koniunkcji z Saturnem i Plutonem znajduje się w upadku. Siły kreacji są więc zdecydowanie słabsze od sił destrukcji. Można powiedzieć, że Andrzej Duda niczego sensownego nie stworzy.
Reguły Sahla Słynny astrolog epoki arabskiej, Sahl ibn Bishr (ok. 786–845), w łacińskiej Europie znany jako Zael, podkreśla w swoich pismach, że istota horoskopu obejmowania władzy sprowadza się do odpowiedniej interpretacji wierzchołków domów narożnych i ich władców (oraz wzajemnych relacji), które wskazują na:
a) osobę (dom I), b) urząd (dom X), c) koniec urzędu (dom IV) oraz d) wrogów (dom VII).
W związku z tym można wyróżnić kilka żelaznych reguł:
Ascendent nie powinien znajdować się w termach malefika, ani w koniunkcji z malefikiem, ani by malefik aspektował ascendent.
Krótkie spóźnienie sprawiło, że w horoskopie zaprzysiężenia
Andrzeja Dudy ascendent nie znajduje się już termach maleficznego Saturna, lecz
w granicach Merkurego i żaden malefik nie aspektuje ascendentu.
Władca ascendentu nie powinien znajdować się w
złych domach (VI, VIII i XII).
Władca ascendentu, czyli Wenus nie znajduje się wprawdzie w
tym najgorszym domu, ale i tak przebywa w domu upadającym.
Medium coeli powinno być korzystnie aspektowane,
a jego władca silny, bo to pomoże w utrzymaniu urzędu.
Niestety, ani nie ma tu korzystnych aspektów do MC, ani sam władca
medium coeli nie jest silny, gdyż znajduje się w upadającym domu szóstym, chociaż
tworzy jednocześnie sekstyl do swojego dyspozytora – Jowisza w upadku. Wątpliwą
siłę Duda może czerpać ze swoich rywali, czyli z opozycji.
Dobrze, jeśli w X domu jest Słońce, Merkury bądź
Jowisz, względnie koniunkcja Księżyca z Jowiszem (która dawniej uchodziła za
konfigurację królewską).
Ten warunek również nie jest spełniony. Nie ma żadnych z
tych planet w domu dziesiątym (Merkury jest już na wierzchołku domu
jedenastego).
W domu siódmym nie powinien znajdować się
malefik, bo może to wskazywać na złe intencje konkurentów, wrogów, rywali lub
pretendentów do tronu (stanowiska) lub nawet śmierć władcy na urzędzie.
Niestety, w siódmym domu przebywa maleficzny Mars w Baranie,
tworzący kwadratury do Jowisza, Plutona i Saturna.
Benefik w czwartym domu zapewnia pomyślny koniec
urzędu, podobnie jak władca IV domu przebywający na ascendencie lub w domu
dziesiątym.
Owszem, benefik, czyli Jowisz znajduje się w domu czwartym,
ale wraz z nim są tam jeszcze Saturn i Pluton, a do tego ów Jowisz pozostaje w kwadraturze
do Marsa.
Nie wiem, dlaczego nie zarządzono zaprzysiężenia Andrzeja Dudy
na godzinę 12:45. Wówczas ten horoskop wyglądałby dużo lepiej (Słońce jako władca
MC w domicylu na MC w trygonie do Marsa w godności, władcy ascendentu w stałym
znaku Skorpiona). Najwidoczniej nikomu nie zależy, żeby Duda wsławił się czymś
pozytywnym.
Zapraszam na polsko-ukraińskie trzyczęściowe seminarium internetowe (webinarium) poświęcone interpretacji Czarnego Księżyca Lilith w astrologii natalnej, prognostycznej i synastrycznej. W mitologii Lilith była pra-Matką, pierwszą żoną Adama, pojawiła się bowiem jeszcze przed Ewą. Później jednak opuściła Raj i stała się żeńskim demonem czyhającym na noworodki i kobiety w ciąży. W astrologii jako apogeum orbity Księżyca symbolizuje niezintegrowane fragmenty duszy, źródło naszych lęków i poczucia odrzucenia. Symbolizuje zasadę niespełnionego życzenia, a jednocześnie daje nam moc, by dokonać przemiany i uzdrowienia swojego życia poprzez odzieranie z pozorów, fałszywych ról i złudzeń.
W programie:
Lilith i mechanika orbity Księżyca
Znaczenie apogeum orbity Księżyca w astrologii
tradycyjnej
Ciemny Księżyc, Czarny Księżyc i Lilith w
astrologii początku XX wieku
Asteroida Lilith
Mitologia Lilith, mroczny aspekt bogiń lunarnych
Lilith jako archetyp niespełnionego życzenia oraz
jeden z symboli psychologii archetypu Cienia i niezintegrowanej Animy
Znaczenie Lilith w horoskopie: ból, odrzucenie, wściekłość
i odrodzenie
Interpretacja Lilith w horoskopie urodzeniowym,
położenie Lilith w znakach, domach i aspektach
Lilith w horoskopach prognostycznych (tranzyty i
solariusz)
Lilith w horoskopach synastrycznych i
wektorowych
Warsztat obejmuje teorię, praktykę i metodologię pracy z
Lilith w horoskopie.
Kluczowe tematy: archetyp Cienia i Animy, zasada niespełnionego
życzenia, cierpienie i miłość, seksualność, macierzyństwo i patologie
wychowawcze, feminizm, grzech, przemiana, odrodzenie.
Warsztat w j. polskim tłumaczony na ukraiński.
Prowadzenie: dr Piotr Piotrowski, DMA (Diploma in Medieval Astrology). Autor książek, m.in. „Jung i astrologia” (2002), „Lilith Czarny Księżyc” (2007), „Przesłanie Chirona” (wyd. I 1997, wyd. II popr. 2008), „Małe planety – nowe odkrycie astrologii” (2010) oraz „Reguły astrologii tradycyjnej” (2011). Redaktor serii wydawniczej Biblioteka PTA. Specjalizuje się w jungowsko-analitycznym sposobie interpretowania horoskopów indywidualnych, a także w tradycyjnych technikach astrologii urodzeniowej, horarnej, elekcyjnej i mundalnej. Od marca 2013 roku Prezes Polskiego Towarzystwa Astrologicznego.
Terminy: 26 czerwca 2020 (piątek), 10 lipca 2020 (piątek), 17 lipca 2020 (piątek). Godziny: 18:00-20:30.
Koszt za całość (trzy spotkania, ok. 8 godzin) – 250 zł
Płatność na konto: „Anima Mundi” Piotr Piotrowski 54 1240 6452 1111 0010 6829 3678 W tytule wpłaty proszę wpisać: Webinar – Lilith w horoskopie
Po uiszczeniu opłaty proszę o przesłanie swojego adresu e-mail w celu dołączenia do grupy.
Astrologia i psychologia C. G. Junga – dr Piotr Piotrowski
Zapraszam na polsko-ukraińskie trzyczęściowe seminarium internetowe (webinarium) poświęcone analizie horoskopu w oparciu o dokonania psychologii głębi Carla Gustava Junga (1875-1961), który zainteresował się astrologią już w roku 1911 i zgłębiał ją przez kolejne 50 lat swojego życia.
W programie:
Mit, sen i symbol
Teorie nieświadomości
Proces indywiduacji w świetle horoskopu
Archetypy Junga i astrologia
Koncepcja psyche w świetle horoskopu
Horoskop jako mapa psyche i mapa potencjałów
psyche
Synchroniczność
Koncepcja kryzysu i cykle planetarne
Koncepcja synchroniczności w odniesieniu do
oddziaływań astrologicznych
Synchroniczność i partnerstwo
Chiron i archetyp Zranionego Uzdrowiciela
Astrologia,
podobnie jak alchemia, utorowała Jungowi drogę do jego własnych koncepcji,
„albowiem astrologia jest matką psychologii”
– twierdził uczony – gdyż, wcześniej, „w każdej epoce musiał istnieć
jakiś ekwiwalent psychologii. (…) Była to najstarsza forma psychologii. Cała
nauka współczesna zaczęła się od astrologii. Dawniej, zamiast mówić, że
człowiek wiedziony jest motywami psychologicznymi, mawiano, że prowadzą go jego
gwiazdy” . Nic więc dziwnego, że Jung zwrócił się do astrologii, podobnie jak
do alchemii, jako dyscypliny, która zapowiadała nadejście psychologii
nieświadomości.
Warsztat obejmuje teorię, praktykę, metodologię oraz zasady
interpretacji astrologicznych w oparciu o psychologię analityczną C. G. Junga.
Kluczowe tematy: nieświadomość, archetyp, planety jako wyraz
sił psychicznych, libido, kryzys, rozwój, proces indywiduacji, mit, symbol,
horoskop jako mandala, samopoznanie.
Warsztat w j. polskim tłumaczony na ukraiński.
Prowadzenie: dr Piotr Piotrowski, DMA (Diploma in Medieval Astrology). Autor książek, m.in. „Jung i astrologia” (2002), „Lilith Czarny Księżyc” (2007), „Przesłanie Chirona” (wyd. I 1997, wyd. II popr. 2008), „Małe planety – nowe odkrycie astrologii” (2010) oraz „Reguły astrologii tradycyjnej” (2011). Redaktor serii wydawniczej Biblioteka PTA. Specjalizuje się w jungowsko-analitycznym sposobie interpretowania horoskopów indywidualnych, a także w tradycyjnych technikach astrologii urodzeniowej, horarnej, elekcyjnej i mundalnej. Od marca 2013 roku Prezes Polskiego Towarzystwa Astrologicznego.
Terminy: 22 maja 2020 (piątek), 29 maja 2020 (piątek), 5 czerwca 2020 (piątek). Godziny: 18:00-20:30.
Koszt za całość (trzy spotkania, ok. 8 godzin) – 250 zł
Płatność na konto: „Anima Mundi” Piotr Piotrowski 54 1240 6452 1111 0010 6829 3678 W tytule wpłaty proszę wpisać: Webinar – astrologia i Jung
Po uiszczeniu opłaty proszę o przesłanie swojego adresu e-mail w celu dołączenia do grupy.
Koronawirus SARS-CoV-2 swoją nazwę zawdzięcza nie koronie
królewskiej, lecz koronie słonecznej, najlepiej obserwowanej podczas zaćmienia
Słońca, kiedy Księżyc zakrywa tarczę Dziennej Gwiazdy. Jak wiadomo, zaćmienia
nie cieszą się w astrologii dobrą reputacją. Zwykle są zwiastunem gwałtownych,
nieuchronnych zdarzeń o charakterze pejoratywnym, a niekiedy także wyznaczają
nowy paradygmat czasu, niekoniecznie na skalę całej długiej epoki, bo do
zaćmień dochodzi dwa razy w roku, ale jednak skutkujący dość złowróżbnymi
zdarzeniami. Do zaćmień solarnych dochodzi bowiem w czasie nowiu Księżyca,
kiedy to Srebrny Glob znajdzie się w takim punkcie swojej orbity, który
przecina się z ekliptyką. Punkty te nazywamy węzłami, dawniej: Głową i Ogonem
Smoka, a więc Caput i Cauda draconis. Widziana wówczas korona
słoneczna, najbardziej zewnętrzna część Słońca, przypomina właśnie koronę
wirusa SARS-CoV-2, odpowiedzialną za jego wysoką zjadliwość, ponieważ to
właśnie owe wypustki w kształcie charakterystycznych haczyków umożliwiają
patogenowi bardziej skuteczne wdarcie się do komórki żywiciela.
Ostatnie zaćmienie Słońca miało miejsce 26 grudnia 2019 roku
w pierwszym dekanacie Koziorożca, czyli w domicylu Saturna i dekanacie Jowisza.
Co ciekawe, było obserwowane w Azji, kiedy choroba COVID-19 przybierała na
sile. Kombinacja Saturn/Jowisz nie wydaje się tu przypadkowa. Ludzkość właśnie
wchodzi w nowy cykl koniunkcji pomiędzy tymi planetami, o czym szerzej pisałem
w poprzedniej notce.
Ten zadziwiający twór natury, jakim jest koronawirus, ma zatem
wiele wspólnego z symboliką solarną, o której niezwykle barwnie i zachwycająco
pisał Marsilio Ficino w swoim Traktacie o
Słońcu, wydanym przez Polskie Towarzystwo Astrologiczne w ramach Biblioteki
PTA:
Słońce jako oczywisty Pan nieba kieruje i zarządza wszystkim, co w pełni niebieskie [przeł. P. Piotrowska].
Obecnie wirus wydaje się również takim Słońcem, ponieważ
cały świat kręci się wokół niego. Nic innego się teraz nie liczy, tylko walka z
pandemią. Przed Słońcem można się schować w cień, przed koronawirusem możemy
obronić się, siedząc w domu lub zwiększając wysiłki nad wynalezieniem
skutecznego lekarstwa albo szczepionki.
Jeśli jednak SARS-CoV-2 to Słońce, w szczególności zaćmione,
to co on chce nam tak naprawdę powiedzieć? Słońce jest nie tylko Panem
Wszechrzeczy. Wokół Słońca, także w czasach poprzedzających rewolucję
kopernikańską narosła bardzo bogata i wielowarstwowa symbolika odwołująca się
do centrum. W ciele rządzi ono także swoistym centrum, bo sercem. Ale w myśl
rozmaitych tradycji ciało jest jedynie materialną formą duszy. Dusza zaś
przyoblekając się w ciało nie jest niestety czysta. Została bowiem skażona
przez grzech. Skoro tak, to na myśl przywodzi to doktrynę siedmiu grzechów
głównych, która – choć chrześcijańska – wywodzi się w istocie z hellenistycznej
tradycji astrologicznej.
Początkowo wydawało się, że można wyróżnić osiem grzechów
głównych, ale ostatecznie uznano, że ósmy grzech odzwierciedla właściwie stan
duszy pozostającej pod wpływem grzechu. Ósmy dom horoskopu symbolizuje bowiem śmierć,
natomiast ósmy znak, czyli Skorpion, przedstawiany jest pod postacią liter M
zakończonej charakterystycznym szpikulcem skorpiona. Owo „M”, to nic innego jak
łacińskie mors, czyli śmierć.
Liczba siedem wydaje się zatem bardziej adekwatnie
odzwierciedlać symbolikę żywego kosmosu, bowiem pomiędzy jedynką a siódemką
rozciąga się cały dramat istnienia. Liczba 1 to Bóg; 2 – Duch; 3 – Niebo; 4 –
Ziemia; 5 (4+1) – człowiek pozostający w centrum czterech żywiołów, czterech
pór roku, czterech kierunków itp. Pięć to po prostu ludzki mikrokosmos. Natomiast
liczba 6 (5+1) to mikrokosmos człowieka z dodatkiem transcendencji, to człowiek
stworzony szóstego dnia, Adam i Ewa w Raju. Natomiast liczba 7 to odpoczynek
Boga, spoczywanie w Boskim Centrum, jakaś Absolutna Ostateczność.
Skoro zatem siedem grzechów głównych wywodzi się z planetarnej symboliki astrologicznej, to muszą być one związane z poszczególnymi planetami. Owe grzechy rzecz jasna nie są sobie równe. Jest bowiem jeden grzech centralny, z którego wywodzą się pozostałe. Tym grzechem jest pycha (łac. superbia). Gdyby nie ona, żadne inne nie miałyby racji bytu. Dlatego pycha ma konotacje solarne. Pycha jest po prostu związana ze Słońcem. Całe przyporządkowanie zgodnie z chaldejskim porządkiem planet wygląda zatem jak poniżej.
Można zatem powiedzieć, że koronawirus stanowi odpowiedź na
naszą pychę. To konsekwencja ludzkiej pychy, infantylnego wyobrażenia o
omnipotencji człowieka, któremu się wydaje, że może zapanować nad naturą i
podporządkować sobie całą przyrodę. Ale to iluzja, ponieważ człowiek zależy od
przyrody. Człowiek, uzurpując sobie prawo dominowania nad naturą, podcina
gałąź, na której siedzi. Człowiek jest wszak częścią natury, pozostaje z nią w
relacji współzależności i na nią też nie ma wpływu, ani tym bardziej nią nie
rządzi. Co więcej, przyroda obędzie się bez człowieka, ponieważ nie jest on jej
do niczego potrzebny, natomiast człowiek bez niej nie przeżyje. Z pychą degradującą
przyrodę idzie w parze oczywiście chciwość, która odnosi się zwykle do władzy i
pieniędzy (nawiasem mówiąc, pieniądze uchodzą ostatnio za zakażone, więc lepiej
ich nie dotykać).
Antidotum na pychę stanowi pokora – jedna z siedmiu cnót głównych.
Nie musimy odwoływać się do sensu teologicznego czy religijnego, żeby pojąć jej
znaczenie. Pokora to po prostu uznanie naszych ograniczeń wynikających z ciała
będącego częścią przyrody, jak i umysłu. Na przykład Sokrates zwykł mawiać: „Wiem,
że nic nie wiem”, chociaż wiedział całkiem sporo, uchodził wszak za ideał
mędrca-filozofa.
Ale czy polityk, któremu się wydaje, że w czasie pandemii
można robić wybory, ma choć odrobinę pokory? Nie. I niestety to właśnie za
sprawą takich decydentów pochowaliśmy się dziś w domach przed koronawirusem,
który stanowi odpowiedź na ludzką pychę.
Świat, który znamy, właśnie macha nam na pożegnanie.
„Covid-19 to nie grypa” – uważają chińscy uczeni. Po grypie, o ile nie jest to hiszpanka, prędzej czy później wracamy do zdrowia (chociaż na tę chorobę można także umrzeć) i kontynuujemy życie bez większych turbulencji. Tymczasem koronawirus narusza fundamenty naszej cywilizacji, kruszeją bowiem rusztowania dotychczasowego życia gospodarczego, ekonomicznego, społecznego, zdrowotnego itp. Po chorobie Covid-19 świat nie wróci do miejsca, w którym się zatrzymał, ponieważ wirus SARS-CoV-2, niczym chińskie bóstwo Gonggong (o którym pisałem w poprzedniej notce), czyni dewastacje nie do naprawienia. Rozwścieczony Gonggong, zdając sobie sprawę, że został pokonany przez bóstwo ognia, naruszył na odchodne podporę świata i odtąd oś obrotu Ziemi jest przekrzywiona względem równika niebieskiego. Pokonawszy koronawirusa, a prędzej czy później to się stanie, bo ludzkość wychodziła już z gorszych opresji, świat po prostu będzie inny. Jaki? Tego jeszcze nie wiemy, ale ten świat, który znamy, właśnie macha nam na pożegnanie.
Wielkie koniunkcje
Dotychczasowy porządek się zmieni chociażby z jednego
prostego powodu, o którym 1200 lat temu rozprawiał perski uczony, astrolog i
matematyk Albumasar w swoim obszernym dziele doskonale znanym łacińskiej
Europie jako De magnis coniunctionibus.
Tym powodem jest 240-letni cykl koniunkcji Jowisz/Saturn, które mają być wskaźnikami
również dla epidemii. Średniowieczni astrologowie uniwersytetu paryskiego
uznali, że za szalejącą w XIV wieku zarazą morową pochłaniającą miliony istnień
ludzkich, stoi nie kara Boska ani gniew Boży, lecz siły przyrody regulowane
przez wpływy planet Jowisza, Saturna i Marsa przemierzające wówczas przez
powietrzny znak Wodnika. Teraz niestety mamy na niebie identyczny układ planet,
tyle że dochodzi do niego w ziemskim znaku Koziorożca. A więc to już nie powietrze
jest morowe, lecz zagrożenie stanowić mogą rzeczy materialne. Wszystko, czego
dotykamy, może bowiem być skażone.
Ostatecznie do samej koniunkcji Jowisza z Saturnem dojdzie
dopiero w grudniu 2020 roku w następnym znaku, czyli w powietrznym znaku
Wodnika, ale już teraz, kiedy Pluton, Saturn, Jowisz i Mars spotkały się w Koziorożcu,
doświadczamy całkowitej reorganizacji struktur, zarządzania (kryzysowego),
sieci powiązań i zależności, karności i dyscypliny, podporządkowania i
ograniczenia wolności.
Koniunkcje Jowisz/Saturn układają się w istocie w wielki cykl
trwający 960 lat. W każdej ćwiartce tego cyklu co 20 lat dochodzi do złączenia
tych planet w znakach tego samego żywiołu.
Oświecenie
W apogeum epoki Oświecenia, a więc rozumu i nauki, która
otworzyła wrota do postępu ery przemysłowej i industrialnej, Jowisz z Saturnem
po raz pierwszy spotkały się wówczas w znakach żywiołu ziemi, aby poczynić
maksymalne przeobrażenia w materialnym wymiarze naszego życia. Ludzkość od tego
czasu niewątpliwie wzbogaciła się, żyje nam się wygodniej, bardziej komfortowo,
pod wieloma względami bezpieczniej oraz przede wszystkim dłużej, ponieważ wraz
z postępem nauk medycznych podwoiła się średnia długość życia. Jeszcze w XIX
wieku człowiek po czterdziestce uważany był za osobę w wieku podeszłym. Opanowaliśmy
zatem świat materialny, podbiliśmy kosmos, a przynajmniej Księżyc, a na każdą
planetę naszego Układu Słonecznego wysłaliśmy sondy lub roboty. Poznaliśmy DNA
i szereg innych tajemnic, o których ludzkość minionych epok nie miała pojęcia. Dokonał
się gigantyczny postęp, który na tym etapie dziejów wydaje się, że dobiega
końca. Najbliższa koniunkcja Jowisza z Saturnem będzie miała bowiem miejsce nie
w znakach ziemskich, lecz powietrznych. Punkt ciężkości przesunie się zatem na
zupełnie inne sprawy. Nie stanie się to od razu, ponieważ do kolejnych złączeń
tych planet w znakach powietrznych będzie dochodziło przez następnych 240 lat.
Jednak to złączenie, które będzie miało miejsce w roku 2020, okaże się
znamienne, ponieważ planety te spotkają się w znaku Wodnika, co według
niektórych ma zapowiadać słynną Erę Wodnika, a już na pewno jej przedpola.
Unus Mundus
Na tak zwaną Erę Wodnika składa się złożona i wielowarstwowa
symbolika i mitologia, a jej główne założenia opierają się na wyobrażeniach o
końcu dotychczasowego świata i przejścia w nową epokę braterstwa, równości oraz
złotego wieku obfitości, w którym królować ma światowy pokój, życie bez granic,
a ludzkość ma się wznieść na poziom świadomości planetarnej. Jak widzimy, żadnego
raju na ziemi oczywiście nie będzie, ale o problemach i zaletach globalizacji
mówi się już od dłuższego czasu. Wydaje się, że ludzkość zmierza właśnie w tę
stronę, gdzie liczyć się będzie nie tyle opanowanie i kontrolowanie materii,
ile władza nad procesami globalnymi, a w szczególności nad szeroko rozumianą
informacją, która stawać się będzie z pokolenia na pokolenie coraz bardziej
cennym towarem.
Ale nie tylko o łącza teleinformatyczne tutaj chodzi, lecz
także o świadomość planetarną, co przypomina średniowieczną koncepcję Unus
Mundus, wyrażającą ideę jedności świata. Teraz dokładnie zdajemy sobie sprawę
nie tyle z tej jedności, ile przede wszystkim z zależności. Świat jest jeden,
nie ma żadnego innego. Tutaj istniejemy. W obliczu zagrożenia, jaki zafundował
nam świat mikrobiologii, odzywają się w nas najbardziej rudymentarne potrzeby i
lęki. Nagle uzmysłowiliśmy sobie, że możemy przestać istnieć, albo utracić naszych
bliskich. Ofiary koronawirusa są i będzie ich zapewne jeszcze wiele. Ale
ostatecznie to nie jest dżuma. Wiemy, że nie umrze połowa Europy, jak w
średniowieczu, ale – wedle modeli matematycznych – prawie każdy z nas prędzej
czy później ma zachorować na COVID-19. Jednakże walka z pandemicznie
rozszerzającymi się zakażeniami okupiona zostanie ogromną ofiarą. Bo właśnie
stoimy u schyłku materialistycznego postępu. Maleńka planeta Gonggong pod
postacią jeszcze mniejszego wirusa narusza podporę dotychczasowego świata,
który przy akompaniamencie nowego, 240-letniego cyklu Jowisz/Saturn w znakach
powietrznych skręca w inną stronę.
[Wykorzystałem fragmenty mojego artykuły „Prognoza dla Polski i świata na rok 2020”, który ukazał się w miesięczniku „Nieznany Świat” 1/2020.]
Kiedy w lutym 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia
ogłaszała epidemiczny charakter choroby COVID-19 wywoływanej zakażeniem koronawirusa,
który pojawił się na targu rybnym w chińskiej metropolii Wuhan (choć pierwsze
przypadki zachorowań odnotowano już w grudniu 2019), Międzynarodowa Unia
Astronomiczna postanowiła nadać nazwę pochodzącą od imienia chińskiego bóstwa
Gonggong obiektowi z pasa Kuipera, który dotychczas znany był pod roboczą nazwą
2007 OR10. Tym samym ogłoszono istnienie pierwszej „chińskiej planety” w
Układzie Słonecznym. W istocie Gonggong nie jest planetą, a zaledwie kandydatem
do – jak dotąd – krótkiej listy planet karłowatych. Średnica tego ciała
niebieskiego nie przekracza 600 km, a jego orbita podobna jest do orbity Eris.
W mitologii chińskiej i legendach Kraju Środka Gonggong to
bóg wody, jeden z najpotężniejszych wśród najstarszych chińskich bóstw, istota
prostacka, obdarzona niewielką inteligencją. Przedstawiany był jako mający
miedzianą głowę ludzką z żelaznym czołem, rudymi włosami i ciałem węża, albo posiadający
ludzką głowę z ogonem węża. Jest niszczycielski i obwinia się go za różne
katastrofy kosmiczne. Za każdym razem gdy Gonggong toczył jakąś walkę, zostawał
albo zabity, albo zesłany na wygnanie. Szczególnie antagonistyczny związek
łączył go z bogiem ognia Zhurong, z którym Gonggong zawsze przegrywał.
Bóg wody rywalizował także o tron z cesarzem Zhuanxu. Rozwścieczony
po przegranej bitwie o władzę uderzył rogiem w górę Buzhou, odłamując podporę
Niebios, co spowodowało kosmiczną katastrofę. Świat od zagłady ocaliła Nüwa,
naprawiając złamany filar. Odtąd jednak Ziemia przechylona jest na południowy
wschód, na skutek czego w tę stronę do dzisiaj zmierzają wszystkie rzeki.
Jeśli na jakimś symbolicznym poziomie można łączyć nowy
koronawirus z planetarnym bóstwem Gonggong, to sprawa nie wygląda optymistycznie.
Wprawdzie Gonggong ostatecznie został pokonany, ale pozostawił po sobie trwałe zniszczenia
i destrukcję nie do naprawienia.
Z astrologicznego punktu widzenia wiele przemawia jednak za tym, że obecne zagrożenie epidemiologiczne ma związek przede wszystkim z Marsem, Jowiszem i Saturnem, które przemierzają znak Koziorożca. Na takie zgrupowanie planet zwracali uwagę bowiem już astrologowie średniowieczni uniwersytetu paryskiego, którzy na polecenie króla Francji Filipa VI sporządzili specjalny raport wyjaśniający powody pojawienia się Czarnej Śmierci. Uczeni zauważyli, że na dwa lata przed pojawieniem się morowej zarazy, dziesiątkującej w latach 1347-1350 w sposób zatrważający ludność Europy, doszło właśnie do potrójnej koniunkcji Marsa, Jowisza i Saturna w powietrznym znaku Wodnika, a to właśnie wskutek skażenia powietrza miało dojść do tej straszliwej zarazy, która – podobnie jak SARS-CoV-2 – dotarła do Europy z Chin przez północne Włochy.
Astrolog Geoffrey de Meaux wraz z innymi uczonymi raportował
wówczas:
„Uważamy, że panująca epidemia dżumy powstała na skutek zepsucia powietrza. Stało się tak, że z wody i ziemi wydobyło się mnóstwo oparów, zepsutych w momencie koniunkcji, które następnie zmieszały się z powietrzem. Rozsiały je porywy południowych wichur. Niosąc obce opary, wichry zanieczyściły powietrze, które – wdychane przez ludzi – przenika do serca i niszczy w nim substancję ducha oraz otaczającą je wilgoć. Wywołane tym gorąco trawi siłę życiową i to jest bezpośrednią przyczyną epidemii” [przeł. M. Cierpisz].
Co ciekawe, teraz ponownie doświadczamy takiej koniunkcji, w
dodatku w połączeniu z masowo działającym Plutonem. Rozejście się tej
konfiguracji wcale nie musi oznaczać zmniejszenia się rozprzestrzeniania
wirusa, zwłaszcza że ostatni nów Księżyca miał miejsce w koniunkcji z „planetą”
Gonggong, która przebywa w trzecim stopniu Ryb! Planety krążą jednak dalej i
już w marcu Saturn przesunie się do Wodnika, następnie Mars, a pod koniec roku
także Jowisz, tworząc koniunkcję z Saturnem w Wodniku, oznaczającą zmianę
paradygmatyczną na światową skalę.
W noworocznym wydaniu programu Moniki Jaruzelskiej „Towarzyszka Panienka”, który nagrywany jest w jej domu rodzinnym, rozmawiamy o astrologii, przyszłości Jarosława Kaczyńskiego, a także o tym, jakie szanse i zagrożenia widoczne są w horoskopach niektórych polskich polityków oraz oczywiście o tym, co nas czeka w 2020 roku. Zapraszam do oglądania.
Natomiast na stronach radia TOK FM znajduje się podcastz audycji Tomasza Stawiszyńskiego, z którym rozmawiałem w sylwestrowym wydaniu audycji Wieczór Radia Tok FM o astrologii, a także o tym, co wynika z kosmogramów niektórych polityków oraz o tym, jakie są polityczne prognozy na rok 2020.
W sobotę, 23 marca 2019 roku w Polskim Towarzystwie Astrologicznym odbyło się seminarium z astrologii partnerskiej, na którym wygłoszone zostały dwa wykłady: Ewy Kornafel o „związkach plutonicznych” oraz mój pt. „Miłość, małżeństwo i przyjaźń w perspektywie astrologii ptolemejskiej”, w czasie którego szczegółowo analizowałem zawartość piątego i siódmego rozdziału z księgi czwartej „Tetrabiblosu” (Czworoksięgu) Klaudiusza Ptolemeusza (II w. n.e.).
Na stronach PTA znajdują się plansze (plik PDF), które przygotowałem na potrzeby wykładu. Nie będą one jednak wystarczająco zrozumiałe bez krótkiego wstępu i streszczenia tego, o czym mówiłem.
Zwraca uwagę fakt, że Ptolemeusz dokonuje wyraźnego
rozróżnienia na Światła, czyli Słońce i Księżyc, dla których podaje odrębny
zastaw rygorystycznych reguł, oraz na planety (Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i
Saturn), a także Punkt Szczęścia, zwany w polskim przekładzie G. Muszyńskiego
punktem losu, i ascendent, który również obowiązuje inna procedura
interpretacyjna. Ponadto, antyczny uczony rozwija swoją myśl w trzech nurtach:
astrologii urodzeniowej, astrologii prognostycznej i astrologii synastrycznej,
czyli porównawczej.
Dzieło Ptolemeusza jest w dużej mierze zarówno
paradygmatyczne, a więc formujące model systemu astrologicznego (obowiązującego
w pewnym zakresie do dziś), jak i aksjomatyczne, gdyż stanowi zbiór
niepodważalnych twierdzeń, których logiczności nie trzeba udowadniać. Nie dziwi
więc fakt, że w odniesieniu do małżeństwa najistotniejszą rolę odgrywają
Światła i ich konfiguracje. Zasada solarna jest wprawdzie męska (czynna), a
zasada lunarna żeńska (bierna), ale funkcjonują one krzyżowo w horoskopie
mężczyzny i w horoskopie kobiety na archetypowej zasadzie odkrytej przez C. G.
Junga animy i animusa.
Skoro zatem nieświadomą częścią psychiki mężczyzny jest
anima, toteż jego zdolność do zawierania małżeństwa będzie determinowało położenie
Księżyca w jego kosmogramie, podobnie jak pozycja Słońca (animus) w horoskopie
kobiety. Ptolemeusz opisuje rozmaite warianty i modalności natalne, opierając
się na doktrynie o ćwiartkach horoskopu i ćwiartkach cyklu lunarnego oraz na
aspektach.
Warto dodać, że tak jak w całym „Tetrabiblosie”, tak samo i
w tych rozdziałach nie znajdziemy żadnej merytorycznej wzmianki na temat
znaczenia domów, chociaż żyjący ok. 200 lat później Firmicus Maternus identyfikował
dom siódmy z małżeństwem, lecz co do jedenastego zgadzał się z tradycją
antyczną, że reprezentuje on nadzieje, ambicje, tryumf, błogosławieństwa
dobrego losu, świątynię Jowisza oraz szczęście, ale nie przyjaźń. Innymi słowy,
analizując kwestie małżeństwa i przyjaźni Ptolemeusza w ogóle nie interesują
ani dom siódmy, ani jedenasty, ani zresztą żaden inny.
Następnie autor „Czworoksięgu” odnosi się do synastrii
Świateł oraz ich układów z planetami. Później opisuje reguły interpretacyjne
aspektów planetarnych (bez udziału Świateł) i przypisuje im moc przy tworzeniu
związków nieformalnych. W dwóch ostatnich akapitach śledzi upodobania seksualne
mężczyzn i kobiet, opierając się na pozycji zajmowanej przez Marsa (w
horoskopie mężczyzny) i Wenus (w horoskopie kobiety).
Tymczasem rozdział dotyczący przyjaźni skonstruowany został wyjątkowo interesująco. Po pierwsze dlatego, że silne i długotrwałe uczucie przyjaźni przeciwstawione jest silnemu i długotrwałemu uczuciu wrogości. Po drugie, kwestia przyjaźni została zredukowana wyłącznie do analizy synastrycznej, tak jakby to, czy nawiązujemy przyjaźnie czy nie, zależało jedynie od ludzi, których spotykamy na swojej drodze, a nie od nas samych. Po trzecie wreszcie, z uwagi na fakt, że analizując kwestie przyjaźni Ptolemeusz podąża za Arystotelesem, który w rozdziale ósmym „Etyki Nikomachejskiej” dokonał rozróżnienia na trzy rodzaje przyjaźni. Autor „Czworoksięgu” przyjął, że przyjaźń zawieraną z uwagi na dobro (cnotę) rozpoznajemy po synastrii Świateł; przyjaźń ze względu na korzyść po synastrii Punkt Szczęścia (punktu losu); natomiast przyjaźń, która rodzi się z powodu przyjemności (lub ulgi w cierpieniu), sygnalizowana jest przez synastrię ascendentów.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje trzeci akapit tego rozdziału, w którym Ptolemeusz zwraca uwagę na fenomen dominacji planet jednego horoskopu nad planetami w kosmogramie drugiej osoby. W tekście czytamy:
„Większy autorytet i dominację w przyjaźni oraz we wrogości przypisać należy temu z [dwóch] horoskopów urodzeniowych, w którym układ planet przeważa [nad drugim] (czy to zajmuje obszar wstępujący ku niemu w tym samym bądź sąsiednim znaku)” [przeł. G. Muszyński].
Zasadę tę dobrze ilustrują horoskopy Jarosława Kaczyńskiej i Donalda Tuska. W horoskopie byłego przywódcy PO władca ascendentu, Jowisz dominuje nad Saturnem (władca MC) w horoskopie prezesa PiS, bo jest położony dalej. Z tego samego powodu również Mars Tuska (władca MC) dominuje nad Marsem i Merkury Kaczyńskiego. Z kolei Wenus prezesa PiS (władca ASC) dominuje nad Marsem Tuska. Nie jest to bynajmniej dominacja w przyjaźni, lecz we wrogości, ponieważ wszystkie cztery najważniejsze dla Ptolemeusza miejsca w horoskopie, czyli Słońce, Księżyc, Punkt Szczęścia i ascendent leżą względem siebie w awersji (kwinkunksy i półsektyle), a to rodzi „największą wrogość i wieloletnie waśnie”.
Przyjaźń i wrogość mogą trwać latami. Zdarza się jednak, że ścieżki
naszego życia z innymi przecinają się w kosmosie tylko na jakiś czas, a potem
się rozchodzą, by każdy poszedł w swoją stronę, bogatszy o nowe doświadczenie. Ptolemeusz
zwraca uwagę, że do tego typu tymczasowych znajomości dochodzi wtedy, gdy
progresje (prymarne) jednej osoby dochodzą do pozycji natalnych planet w horoskopie
drugiej osoby i vice versa. Na przykład Jarosław Kaczyński poznał się z
Donaldem Tuskiem, gdy progresywna Wenus Tuska dochodziła do natalnej pozycji
Marsa Kaczyńskiego!
Ostatni akapit dotyczy niewolników, więc w niektórych
wydaniach „Tetrabiblos” został on wyodrębniony jako osobny rozdział. Ma to
sens, gdyż reguły tam zawarte w żaden sposób nie odnoszą się do synastrii, lecz
opierają się na analizie natalnej horoskopu niewolnika, z której można wywieść,
jak będzie on traktowany przez swojego pana.
Najbardziej zdumiewający pozostaje fakt, że przywoływane tu
reguły astrologiczne sprzed prawie dwóch tysięcy lat okazują się wciąż
aktualne. Dotyczą one wszak głębinowych i zasadniczych struktur psyche, która przecież nie zmienia się
pod wpływem mody czy trendów kulturowych. Wciąż potrzebujemy bliskich więzi,
przyjaźni, miłości, partnerstwa, a już zwłaszcza w czasach, w których
przeważają narcyzm i fałszywe wdzięczenie się do innych.